Rozdział 23

37 8 7
                                    

Stałam pośrodku głównego placu wesołego miasteczka. Czułam się, jakbym się przeniosła do jakiejś krainy wyobraźni i bajek. Rozglądałam się dookoła po wszystkich możliwych stoiskach. Było późne popołudnie, ale neony i światełka na całym tym terenie już były załączone i przyciągały wzrok. Za pewne przy pełnej ciemności musiały robić jeszcze lepszy efekt i nastrój. Magia kolorów przyciągała mój wzrok ze wszystkich stron! Ludzie dookoła bawili się i śmiali w towarzystwie przyjaciół i rodzin. Ich zabawa już trwała, a moja dopiero się zaczynała. Chciałam, by ten świat mnie pochłonął! Pragnęłam poznać każdą atrakcję! Sama nie wiedziałam, dlaczego uwalniało się we mnie takie dziecięce pragnienie zabawy, ale czułam się dzięki temu wolna!

To wesołe miasteczko wyglądało jak inna rzeczywistość albo w ogóle inna planeta. Świat na zewnątrz wyglądał jak sterylna sala operacyjna. Tylko z koniecznym sprzętem do życia i białymi ścianami, a to jak cukierkowy świat!

— Od czego chcesz zacząć? — spytał miło Jonathan, a ja zaczęłam w miejscu powoli stąpać z nogi na nogę, bo czułam jak ekscytacja we mnie wzbiera i zaraz mnie dokądś wystrzeli.

— Nie wiem! — pisnęłam, bo każde stoisko i atrakcja mnie wręcz wołały.

Jonathan się roześmiał, gdy ja analizowałam, co będzie idealne na sam początek!

— Co to? — Wskazałam na pierwsze stoisko, na które spojrzałam.

Urocza budka miała mały blat, a na ścianie naprzeciwko niego ustawione były w trzech rzędach urocze kaczuszki.

— Przeklęte kaczuszki. Gra, stara jak świat. Jako dzieciak jej nie lubiłem, bo nie umiałem nigdy wygrać nagrody. Kaczuszki pojawiają się na każdym z trzech poziomów, a ty za pomocą broni na strzałki musisz je zestrzelić.

I to wszystko manualnie, nie poprzez wirtualną rzeczywistość!

— Chcę spróbować! — krzyknęłam i podeszłam do stoiska, od którego odchodziło smutne dziecko.

— Teraz ja!

— Dwa dolary!

Przekazałam dwa papierki kierownikowi tego stoiska, który wyglądał na przebiegłego typa. Miał może koło czterdziestu lat i z pewnością nie chciał tracić swoich nagród od razu.

Dostałam zabawkową broń, facet uruchomił kaczuszki, a ja zaczęłam strzelać. Miałam za sobą mały kurs, który w tajemnicy zrobił dla mnie jeden z moich ochroniarzy, który był nieco bardziej życiowy niż inni. Czuł, że mi się to kiedyś przyda, kiedy będę bezbronna, no ale teraz trafiam w kaczki. Refleks i skupienie miałam dobre, więc udało mi się zestrzelić sześć kaczek. Siódma przyszła mi z ogromnym trudem, ale się udało. Czekałam na ósmą. Pojawiła się, a ja wystrzeliłam. Drasnęłam ją w tyłek, a to bestialskie stworzenie z metalu nie przechyliło się!

— Nie! — krzyknęłam niezadowolona, kiedy sprzedawca zaczął się przebiegle śmiać. — Dostała w zadek, powinna się przewrócić! — Rzuciłam zirytowana, a Jonathan wydawał się trochę rozbawiony.

— Przykro mi, zasady to zasady. Kaczka się nie przechyliła, więc nie ma nagrody. — Oznajmił zadowolony, kiedy ja na niego fuknęłam.

— No to teraz ja chcę — odparł Jonathan.

— Życzę szczęścia — rzekł właściciel, przyjmując wyciągniętą forsę z ręki Jonathan. Następnie dał mu broń i Jonathan zaczął strzelać.

Kto by się spodziewał, że zestrzeli wszystkie? Ja na pewno nie! Był precyzyjny i pewny. Zero zawahania, a kaczki dostawały prosto w serduszko! Nie muszę się zastanawiać, by wiedzieć skąd ma takie umiejętności, jednak to trochę przerażające, że mężczyzna, który ma zostać moim mężem potrafi dobrze strzelać, a w pracy z pewnością nie strzela do kaczek...

(bez)namiętnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz