Rozdział ósmy

15 1 0
                                    

Victor

Wróciłem późnym popołudniem z plaży. Cały dzień ich obserwowałem. W obecnej chwili leżałem na łóżku i odpoczywałem przed zapowiadającą się ciekawie nocą. Ściany w tym hotelu są tak cienkie, że słychać po drugiej stronie całą rozmowę moich słodkich sąsiadek. Słyszałem dość wyraźnie, że moja słodka bogini wybiera się na imprezę ze swoją kumpelą. Oczywiście idę z nimi. Słysząc dokładnie żale jej koleżanki, jaka to ona jest nie wyżyta zakładam, że nie wróci prędko do hotelu. Ewentualnie wróci, tylko z jakimś napalonym typem. Po tym gdy to usłyszałem moje myśli zbiegły do Carmen.

 Za nic w świecie nie chciałbym zapomnieć widoku, który dziś widziałem na plaży.  Dobrze zrobiła, że kupiła nowy strój. Tamten za bardzo ją zakrywał. Dobrze, że takim zupełnym przypadkiem zostawiła go pod łóżkiem w domu. Lubię jak kobiety nie pokazują za dużo ciała, ale skoro ja już ją widziałem nago to nie potrzebne mi było by zakrywała swoje piękne atuty. 

Przez te jedną chwilę nie dochodziły do mnie żadne dźwięki. Wyobrażałem sobie Carmen leżącą pode mną i błagającą o dojście. Była kompletnie naga i mokra na całym ciele. Zlizywałem z jej nagich piersi kropelki wody, a ona przy każdym dotyku jęczała. Od tych myśli poczułem jak mi staje. Tutaj mogłem zaspokoić chociaż swoją potrzebę, a co miałem powiedzieć jak moja Carmen ukazała mi się w czarnym bikini? Tak mi cholernie pulsował, że musiałem parę razy wejść do morza by odpędzić od siebie chęć strzepania w miejscu publicznym. To dopiero była katorga. 

Moje chwilę rozkoszowania się w myślach skórą bogini przerwał krzyki i kłótnia moich uroczych sąsiadek.

- Boże, ile można siedzieć w łazience?!- krzyknęła Eli.

- Tak długo, aż będę chciała. Zluzuj majty.- odpyskowała Carmen.

- Stara,  szczać mi się chcę. Wypierdalaj z tej łazienki, bo jak nie to naleję do kwiatka koło twojego łóżka. Będzie jebać na cały pokój przez ciebie. - Po tych słowach usłyszałem przekręcanie zamka i otwierane drzwi.

- Dobra masz. Właź tylko nie zatruwaj roślin. - Kłapnięcie drzwiami mogło by się dać słyszeć nawet w recepcji.- Mam nadzieję, że chociaż jesteś już gotowa. Musimy skołować sobie transport. Gdzie masz numer do tego miłego typa co nas odwiózł z lotniska? Jak on miał? Tedi ? 

- Edi. Mam już go zapisanego w kontaktach. Jak wyjdę to zadzwonię.- rzekła.

- Dobra.

Dziewczyny jeszcze się stroiły dobrą godzinę. Sam wziąłem zimny prysznic i przebrałem się w czyste rzeczy. Nie chciałem utknąć w korku za nimi, więc żeby mieć pewność, że dojadą tam na spokojnie, pierwszy się tam zjawie. Moje czarne camaro nie powinno, aż rzucać się w oczy. Mój kuzyn miał być z nim już  pięć minut temu pod hotelem. Jak zwykle się nie może kutas wyrobić.  Mógłbym się założyć, że zabawiał się ze swoim chłopakiem gdzieś na uboczu po drodze. Nawet się nie pojawił jeszcze a już mam mu ochotę wyjebać. Będzie udane pierwsze wrażenie na jego chłoptasiu jak mu podbije oko.  Nerwy na chwilę mi puściły gdy usłyszałem powiadomienie. 

Nico: Już jestem.

Wziąłem swoje rzeczy i szybko wyszedłem z pokoju. Minąłem recepcje i wyszedłem przez drzwi.  Od razu przed nimi stał Nico. Był oparty o samochód a koło niego stał brunet w białych ciuchach.  

- Nico. Kupę lat. Kiedy ostatni raz cię widziałem? -rzekłem z uśmiechem ściskając w niedźwiedzim uścisku swojego kuzyna. Odsunął się ode mnie i rzekł.

- Cztery, pięć lat braciszku. Kiedy ostatni raz cię widziałem nie musiałeś się schylać by nie zahaczać o futrynę. Ile ty teraz masz wzrostu?

- Metr dziewięćdziesiąt jeden. I co teraz zrobisz, krasnalu?- Nico był około pięć centymetrów ode mnie niższy. Zawsze mówił gdy tu przyjeżdżałem, że powinienem zakładać stożek na głowę i stać na dworze. Krasnal... ale to mnie wkurwiało. Hah, teraz rolę się odwróciły.

HabaneraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz