Rozdział 24

152 11 0
                                    

Poranną toaletę wykonuję jak automat. Mój mózg w ogóle nie rejestruje fakty, że przemywam twarz czy myję zęby. Moja głowa skupia się tylko na fakcie, że Pedri i reszta krąży gdzieś po moim mieszkaniu. Zastanawiam się co Fernando chciał osiągnąć, gdy byliśmy na balkonie. 

Z rozmyśleń wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Odwracam wzrok od lustra i ruszam w kierunku wyjścia. Wychodzę do salonu w idealnym momencie, żeby zobaczyć jak Pedro stoi przed dwoma mundurowymi. Obydwoje są wysocy. Tylko tyle, że jeden jest zdecydowanie starszy od drugiego. Mówi mi to widok siwiejących skroni tego stojącego bliżej mojego towarzysza. Ten drugi policjant wygląda jakby dopiero co skończył szkołę. Mężczyźni przyglądają się Pedriemu, po czym ich wzrok wślizguje się do mieszkania. Zauważają mnie i to właśnie na mojej osobie skupiają swoje spojrzenie, choć ten młodszy patrzy to na mnie to na Pedro jakby analizował coś w głowie. 

- Pani Klaudia Rosiewicz? - pyta dowódca, choć wszyscy dobrze wiemy, że znają odpowiedź. Mrużę lekko oczy i powoli podchodzę do Pedriego, który wpuszcza funkcjonariuszy do mieszkania. 

- Zgadza się, a Panowie to... - mierzę ich od stóp do głów. Nie zazdroszczę im kiszenia się w tych ciemnych mundurach, gdy na dworze jest z 28 stopni. Sama osobiście bym się ugotowała. 

- Starszy aspirant Martin Santos, a to posterunkowy Antonio Javier. Mielibyśmy do Pani parę pytań w związku z pożarem, który miał miejsce w sobotę. Czy miałaby teraz Pani dla nas czas? - pyta, choć odpowiedź jest tylko jedna. 

- Proszę usiąść - wskazuję kanapę. Mężczyźni mijają nas. Wchodzą w głąb pomieszczenia rozglądając się z uwagą dookoła. Spoglądam na Pedriego, a ten na mnie. Widzę, że też nie spodziewał się takiej wizyty. - Może chcielibyście się Panowie czegoś napić? - pytam, bo wiem, że babcia i mama ukręciłyby mi głowę, gdybym nie zaproponowała gościom napoju. 

- Nie chcielibyśmy sprawić Pani kłopoty - odzywa się ten młodszy, gdy z przełożonym siadają na kanapie. Chłopak patrzy wymownie na moje usztywnione ramię. 

- To żaden kłopot - zapewniam. 

- Fernando zrobił lemoniadę. Zaraz ją przyniosę - proponuje Pedri. Dziękuję mu uśmiechem, a gdy znika w kuchni, przysiadam na fotelu. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że reszta familii Gonzaleza gdzieś wyszła. 

- W takim razie w czym mogę pomóc? - opieram się wygodnie o oparcie.

- Proszę opowiedzieć jak Pani zapamiętała tamto wydarzenie. Krok po kroku niech Pani opowie jak to wyglądało z Pani perspektywy - prosi starszy. 

- Obudziłam się w środku nocy. Czułam, że coś jest nie bardzo nie tak, ale nie wiedziałam dokładnie co. Postanowiłam, że pójdę do Pedro, żeby...

- Czy dobrze rozumiem, że w środku nocy udała się pani do Pana Gonzaleza, bo miała Pani przeczucie? - dopytuje młodszy, a gdy potwierdzam skinieniem głowy parska śmiechem. Wchodzący do pomieszczenia Pedro gromi go wzrokiem tak samo jak starszy aspirant. - Przepraszam, ale dla mnie to jest śmieszne. 

- Gdy straci Pan połowę rodziny w wypadku zrozumie, że nawet najmniejsza niepokojąca myśl o reszcie bliskich będzie w stanie sprawić, że poruszy Pan niebo i ziemię, żeby upewnić się czy wszystko jest w porządku - oznajmiam spokojnym i wyważonym tonem powstrzymując grymas, który ciśnie mi się na usta. Pedri staje za mną, a jego dłonie lądują na moich barkach. Nie umyka to uwadze policjantów. Brunet nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jego obecność, jego dotyk mi teraz pomaga, ale jednocześnie rani. 

- Przepraszam za kolegę. Jest trochę nieopierzony - gani go aspirant. Posterunkowy minimalnie kuli się pod srogim spojrzeniem policjanta. - Proszę mówić dalej. 

Please stay with me, stay with me / Pedri (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz