5. Kubek

322 13 0
                                    

Siedziałam na szpitalnym łóżku i wbijałam wzrok w swoje nogi, które wyglądały niczym u mumii. Nie miałam już nawet siły płakać, byłam doszczętnie wyprana z emocji, a jak na złość mienie takiej liczby opatrunków pod spodniami dresowymi okazało się okropnie niewygodne, więc niezbyt miałam wyjście, aby uniknąć szortów

- Dostałem wypis, możemy się zbierać młoda - rzucił na przywitanie Adrien i pomachał mi przed oczami białym świstkiem

Jak zwykle był ubrany w ciemny garniak. Wyglądał jakby wlasnie wyrwał się ze spotkania biznesowego. Zapewne tak też było.
Brat przerzucił torbę przez ramię, po czym podał mi swoją rękę.

- Nie trzeba, dam radę- mruknęłam cicho i podniosłam się z łóżka, ale widocznie zrobiłam to zbyt gwaltownie, bo poczułam, jak jeden ze szwów szarpnął mnie boleśnie

Syknęłam cicho stając w bezruchu i próbując się nje popłakać z tej bezsilności.

- A może wezmę cię na barana? - rzucił Adrien dla rozluznienia, bo nawet po jego kamiennej twarzy widać było, że przeją się z lekka

- Ha.. Ha. Ha... - odparłam sarkastycznie, bo absolutnie nie miałam ochoty na słowne przepychanki

- Ja wcale nie żartowałem. Z mojej strony propozycja dalej aktualna.

- Nie jestem kaleką

- Wcale tak nie twierdze, po prostu uważam jesteś arcy upartą nastolatką, której ciężko przemówić do rozsądku.

Zmierzyłam go wzrokiem, ale nic nie powiedziałam, za to poczułam jak łapie mnie pod ramie. Tym razem wyjątkowo nie zamierzałam odmówić.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wszystkie pary oczu, które napotkałam na szpitalnym korytarzu, są skierowane na mnie i brata. Normalnie nie zwróciłabym na to większej uwagi, ot co kolejny dzień. Przyzwyczaiłam się, że majac na nazwisko Santan, jestem na to najzwyczajniej w świecie skazana, ale dzisiaj wyjątkowo bardzo mi to przeszkadzało. Czułam się fatalnie fizycznie, jak i psychicznie.
Bardzo komfortowo leżało mi się w tej koszmarnej, białej sali przez kilka ostatnich dni. W końcu jedyne kto mnie widział w tak okropnym stanie, to własny ojciec, brat oraz lekarze i pielęgniarki, które zapewne miewały gorsze przypadki, niż taki jak ja.

- Gdzie twoje auto - mówiąc to przystanęłam na chwilę i rozejrzałam się po parkingu

Nie widziałam, ani jednego sportowego wozu w zasięgu swojego wzroku, a to dziwne, bo Adrien rzadko kiedy sięga po kluczyki do innego samochodu, niż ten, który ma wyłącznie dwa siedzenia.
Brat nie odezwał się, ale pociągnął mnie delikatnie za sobą. Nacisnął jeden z guzików przy pęku kluczy, a czarna terenówka, która znajdowała się tuż przed nami, zaświeciła przednimi światłami.

- Wyglada jak karawan, przydałby się tydzień temu

- Nawet tak nie mów - skarcił mnie po czym chwycił za klamkę, a ja aż uśmiechnęłam się na widok, który zastałam. Jak mam niby wleźć tak wysoko z ledwo co pozszywanymi ranami?!

- No chyba żartujesz, nie ma szansy, że taaaa- ...zostaw! Zostaw mnie! Puszczaj, bo naskarżę ojcu! ADRIEEEEN NOOO. POWIEDZIAŁAM!!!

Brat bez pytania złapał mnie w pasie i podsadził do auta. Łzy naprawdę napłynęły mi do oczu, dlatego leniwie otarłam je rękawem bluzy i usłyszałam ten stanowczy, formalny głos zza szyby:
- Od tego są husteczka

- Nie odzywam się do ciebie. - mruknęłam pod nosem

- Właśnie to zrobiłaś Cec

Skrzyżowałam ręce na klatce i odwróciłam od niego wzrok, ignorując że jego reke z wyciagnęta w moją strone husteczką

Księżycowy diament || Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz