Czulem jak oddech Cecilie powoli zaczął się normować, jej klatka opadała coraz wolniej. Wygląda na to, że w końcu się uspokoiła, nawet zamknęła oczy. Sądziłby, że zasnęła, gdyby nie jeździła ręką po moich plecach.
- Oddaj mi wszystkie paczki papierosów, jakie masz – powiedziałem łagodnie, wciąż trzymając ją w uscisku
Cecie w końcu oderwała się ode mnie. Leniwie przeczesała włosy do tyłu i sięgnęła do kieszeni dresów wyciągając prawie pełną paczkę fajek
- Wszystkie. - podkreśliłem stanowczo, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że na pewno ma jeszcze jakis pochowane po szafkach.
Młoda zawahała się, wyglądało na to, że chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała i wstała w stronę biurka.
I tak miałem zamiar przeszukać jej pokój, ale byłem ciekawy, czy jednak sama z siebie mi wszystko odda, czy będzie zamierzała mnie dalej okłamać. Nie wiem, jak kupiła te papierosy, ale wiem, że jak będzie chcieć, to kupi je ponownie, dlatego mam nadzieję, że naprawdę zamierza z tym skończyć, bo jak nie to naprwadę nie wiem, co jej w końcu przemowi do rozumu- Nie mam więcej - mruknęła cicho, podajac mi do ręki kolejne dwa opakowania
No nieźle, jest chyba gorzej, niż sądziłem.
- Na pewno?
- Tak, na pewno - odparła marszcząc brwi - pójdziemy na dół po herbatę?
Przytaknąłem, po czym sięgnąłem po telefon leżący na podłodze, ale mój wzrok skupił się na jednej rzeczy.
Widziałem, że w momencie, w ktorym Cecilie wyciągała paczkę fajek z kieszeni, to wypadło z niej coś, ale byłem przekonany, że to jakiś papierek, dopóki nie zobaczylem charakterystycznego napisu: "Wilkinson Sword".
To była żyletka, moja zyletka, którą Cecie musiała zwinąć z mojej sypialni.
Serce podskoczyło mi do gardła. Zamarłam, kiedy dotarło do mnie, co mogła sobie zrobić.
- Co to jest - rzuciłem nerwowo, patrząc na nią z niedowierzaniem i trzymając pomiędzy palcami małe, brązowe opakowanie.
Widziałem jak siostra zaczyna się trząść, jej oczy momentalnie zalały się łzami, a nogi załamały się pod nią. Faktycznie, psycholog mówiła, że po tym feralnym zamachu, Cecie podupadła na zdrowiu psychicznym, ale w życiu bym się nie spodziewał, że aż tak.
- T-to nie tak jak myślisz- wychlipała
- Odsłon ręce natychmiast - zarządalem, nie mogąc powstrzymać narastającego we mnie gniewu.
Cecilie udawala, że mnie nie słyszy, dlatego w końcu sam chwyciłam ją za nadgarstek i podciągnąłem najpierw lewy, a później prawy rękaw bluzy.
Materiał trochę się nadpruł
- Adrien, przestan! - wrzeszczała przez łyz - Puść mnie, proszę!
Zacisnąłem zeby probując zignorować jej krzyki. Szarpała się, próbowała mnie odepchnąć i wydostać się z uścisku, przez co mocno utrudniała mi wszystko.
W końcu poczułam ten przeszywający ból w podbrzuszu, kopnęła mnie z całej siły. Naprawdę mnie to zabolało, przez co odruchowo wypuściłem jej rękę i przyłożyłem swoją dłoń na bolące miejsce. Cecilie wykorzystała ten moment, by się wyrwać i cofnęła się na czworaka o kilka kroków do tylu.
- Cecilie, proszę... - wydusiłem z trudem, próbując mówić spokojnie, choć moje serce biło jak oszalałe. - Ja tylko chcę się upewnić, że wszystko z tobą w porządku.
CZYTASZ
Księżycowy diament || Rodzina Monet
Novela JuvenilAdrien Santan to jeden z pięciu członków organizacji, która jest w stanie postawić na nogi całą Ameryką, wyłącznie za pstryknięciem palca. Ma starszą siostre Kaire i Grace oraz... tę młodszą Cecilie, z którą dzieli 8 lat różnicy, a łączy całkiem bli...