rozdział II

444 30 171
                                    

Terry pov:

– Kurwa, zdałem! – Zadowolony opuściłem salę, w której pisałem egzamin z historii i kultury Ameryki Łacińskiej. Studiowałem filologię hiszpańską i, cóż, nawet nie wiążąc z tym przyszłości, cieszyłem się, że udało mi się to zdać. Zwłaszcza że nie poszło mi tak źle. Pieprzone osiemdziesiąt pięć procent, nigdy tyle nie uzyskałem.

– Brawo. – Usłyszałem Keenana, który wraz z Falco siedział na korytarzu przed salą, i na mnie czekał. – Chociaż jestem w szoku. Na ile ci się udało?

– Osiemdziesiąt pięć procent. – Złapałem go za ramiona i zacząłem nim potrząsać.

– Zraniłeś mnie. – Flashman pokręcił głową. – Aż tak dużo?

– Nie było zadań otwartych. – Wzruszyłem ramionami. – Jakby były to bym pierdolnął kartką i wyszedł.

Keenan zaśmiał się, a następnie spojrzał na telefon.

– Zippy już podjechał do mnie do domu – powiedział. – Macie coś gdzieś jeszcze do załatwienia czy możemy jechać do mnie?

Obaj z Falco popatrzyliśmy po sobie.

– Trzeba opić sukces Terry'ego – stwierdził szatyn, ale klepnąłem go w ramię.

– Wstrzymaj się do wieczora – mruknąłem.

– Będzie ciężko – odetchnął. Zarzuciłem torbę na ramię i we trójkę ruszyliśmy do wyjścia z uczelni.

Dzisiaj zakończyłem wszystkie egzaminy i miałem ochotę świętować. Zresztą nie tylko ja – Keenan również wszystko zdał, więc, korzystając z tego, że miał wolną chatę, postanowił urządzić imprezę. Co prawda z maksymalnie piętnastu zaproszonych osób, nagle zrobiło się ponad czterdzieści, o których wiedzieliśmy, że będą. Mimo że na uniwersytecie mało kto się z kim znał, to różne plotki i informacje roznosiły się szybko. Bardzo szybko. Dlatego współczułem Keenan'owi ze sprzątaniem po tym wszystkim.

Sobie zresztą też, bo byłem jednym z organizatorów imprezy i wiedziałem, że ogarnianie domu Sharpe'a przed powrotem jego mamy, mnie nie ominie.

Na parkingu podeszliśmy do mojego samochodu. Torbę wrzuciłem na tylne siedzenie, gdzie też usadowił się Keenan. Falco zajął miejsce pasażera a ja fotel kierowcy.

– Zdaj prawo jazdy, kup własny samochód i tam baw się radiem – powiedziałem, patrząc jak Falco zmienia stację w radiu. Flashman posłał mi niezadowolone spojrzenie.

– Dwie sprawy: pierwsza sprawa – co twoje to i moje, co moje to nie rusz. Druga sprawa: weź spierdalaj. – Na te słowa wytknąłem mu język, a on pokazał mi środkowy palec.

Pokręciłem głową i wyjechałem z parkingu.

– Terry, wjedziesz mi do marketu? – zapytał Keenan, patrząc coś w telefonie. – Zippy mi właśnie przypomniał, że musimy odebrać stamtąd zamówienie.

– Zamówienie? – Falco odwrócił się do tyłu. – A co to? Mc'donalds?

Popatrzyłem na Keenan'a zrezygnowany, a on posłał mi w odpowiedzi dokładnie takie samo spojrzenie. System wartości Flashmana był rozczarowujący.

– Życie nie kończy się na żarciu – odezwałem się – i piciu – dodałem po namyśle. Falco zerknął na mnie. – Weź zmień priorytety.

– Nie mam zamiaru. – Założył ręce na piersi. – Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Keenan zaśmiał się.

– Jeżeli nie odbierzemy tego zamówienia to na imprezie będziesz mógł, co najwyżej, się wody z kranu napić.

Victim | MuneTakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz