- Powinieneś coś zjeść, dlatego przyniosłem ci obiad - powiedział tata, kiedy wszedł do mojego pokoju. Nie podniosłem nawet głowy z poduszki, bo nie miałem siły.
- Idź stąd - wyszeptałem jedynie, a chrypka w moim zdradziła, że niedawno płakałem. Słyszałem jak tata westchnął a potem dźwięk zamykanych drzwi. W pierwszej chwili pomyślałem, że jednak rzeczywiście sobie poszedł, ale odgłos zbliżających się w stronę łóżka kroków, utwierdził mnie w przekonaniu, że on wciąż tu był.
Czułem jak materac ugina się pod jego ciężarem, kiedy usiadł. Odwróciłem głowę delikatnie do tyłu, aby na niego spojrzeć. William wpatrywał się we mnie poważnym wzrokiem, a w dłoniach trzymał miskę z czymś parującym w środku. Na szafce nocnej obok łóżka dostrzegłem tacę, a na niej również dwa naczynia z jedzeniem.
- Nie pójdę, dopóki nie zjesz.
Westchnąłem i z syknięciem bólu podniosłem się do siadu. Nienawidziłem nawrotu depresji - czułem wtedy taki dół emocjonalny, że nie miałem ochoty żyć. Chociaż tak naprawdę, gdybym mieszkał sam prawdopodobnie już by mnie tu nie było. Za to byłem wdzięczny rodzicom - że w tym okresie dosłownie utrzymywali mnie przy życiu.
Czułem się jak małe dziecko, którym rodzice muszą się zajmować, bo nawet nie daje rady by zjeść samodzielnie.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że ten okres nie był krótki - do cholery, mógł trwać do kilku tygodni. Przez parę tygodni bywałem zależny od innych osób, bo nie miałem siły jeść i się myć - ledwo spałem, a większość czasu spędzałem na płakaniu. Lub patrzeniu pustym wzrokiem przed siebie.
Nie miałem ochoty nic zjeść; mój żołądek był zaciśnięty a w gardle rosła gula. Ale jadłem, chociaż czułem, że później będę miał ochotę wszystko zwrócić. Czułem na sobie uważny wzrok ojca, ale nie miałem odwagi, by na niego zerknąć. On też tak na mnie patrzył - jak Terry wtedy - jak na ofiarę, za którą oni wszyscy mnie mieli. Z tym, że dla ojca ofiarą byłem przez chorobę, dla Terry'ego - przez sytuację na imprezie.
Słyszałem jak ojciec odstawia pustą miskę na tackę a potem bierze drugi talerz.
- Posłuchaj - zaczął, kiedy posłusznie jadłem kęs za kęsem. - Możesz się na mnie wściekać za to, że zabraniam ci kontaktu z Archibaldem, ale robię to, by cię chronić.
Podniosłem na niego wzrok i odwróciłem głowę w bok.
- Dlaczego? - zapytałem cichym głosem. William westchnął i odstawił talerz na tackę.
- Chcę cię chronić. Przed nim - odpowiedział jedynie, a ja wpatrywałem się w niego zdziwiony. Dlaczego? Dlaczego chciał mnie chronić przed nim? Może jakoś szczególnie nie zależało mi na relacji z Terry'm, ale to było coś... mojego, coś, czego nie wybrali mi rodzice. - Możesz być na mnie za to zły, ale zrozum. Ta rodzina... Oni nic dobrego nie przynoszą.
A potem się podniósł z łóżka, wziął tacę i ruszył do drzwi. Jedną ręką trzymał talerze, a drugą nacisnął klamkę.
- Przyjdę wieczorem - powiedział jeszcze i wyszedł z pokoju.
***
Arion imprezę planował już od dłuższego czasu - a może bardziej Sky planowała a on tylko rozesłał wszędzie wiadomość, kiedy i gdzie się odbędzie. I ja z góry poinformowałem go, że ma na mnie na niej nie liczyć, bo mam trochę inne plany - o ile do innych planów można zaliczyć brak chęci na cokolwiek innego niż leżenie w łóżku i płakanie. Prawdopodobnie coś na to odpisał, ale nie miałem sił, by zobaczyć.
Kolejny rok akademicki już się zaczął, ale ja jeszcze nie byłem na żadnych zajęciach. Mój ojciec skontaktował się z moją terapeutką i psychologiem, którzy zobowiązali się rozesłać moim wykładowcom informację o moim złym samopoczuciu - w ramach usprawiedliwienia.
CZYTASZ
Victim | MuneTaku
FanfictionVictim znaczy ofiarę. My byliśmy ofiarami. Ja swojego życia, on moich problemów. ~~~ Życie Ricardo od samego początku było zaplanowane - i w każdym calu idealne. Mimo całej tej idealnej powłoki, zmagał się z czymś jeszcze. Czymś, o czym mało kto...