rozdział VI

404 25 190
                                    

Środa nadeszła szybciej niż tego chciałem. Egzamin miał zacząć się o dziesiątej, więc parę minut przed ósmą już byłem na nogach, i powtarzałem ostatnie zagadnienia, których nie zdążyłem przypomnieć przed snem. Zasnąłem około pierwszej i byłem z tego powodu niezadowolony, bo chciałem przed snem mieć ogarnięte wszystko.

Westchnąłem, odchylając się delikatnie na krześle do tyłu. Przede mną leżał podręcznik do międzynarodowej integracji gospodarczej. To miał być mój ostatni egzamin w tym roku i chciałem go napisać jak najlepiej.

Zwłaszcza że mój ojciec miał mieć dostęp do wyników, bo wykładowca, z którym miałem ten przedmiot, był bliskim jego przyjacielem.

– Riccardo? – Usłyszałem głos mamy, więc od razu odwróciłem się w stronę drzwi, w których stała. – Nie śpisz już? – zapytała zdziwiona i podeszła do mnie.

– Powtarzam jeszcze. – Pokazałem dłonią na książkę. Chciałem, żeby ten dzień minął. Żeby minął i egzamin, i preselekcje Terry'ego.

W poniedziałkowy wieczór odnalazłem go na messengerze i napisałem, że przyjadę z Gabim i Aitorem. Obiecał nam miejsca i rozmowa się skończyła. Szczerze teraz jednak tego żałowałem, bo przez ostatnie dni uczyłem się o wiele za długo i dużo, więc jedyne o czym marzyłem, to powrót do domu z egzaminu i spanie do końca roku.

– Masz jakieś plany na popołudnie? – zapytała ostrożnie.

– Idę na mecz.

Uniosła brew z zaciekawieniem.

– Czyj?

Co miałem jej powiedzieć? Terry nie był moim kolegą ani nikim takim, więc prawda była taka, że moja obecność tam nie była konieczna. A wnioskując po ostrożnym tonie i pytaniu mamy, chcieli mnie od tego pomysłu odwieść.

– Znajomego – odpowiedziałem jedynie.

– A musisz tam iść?

Miałem rację. Teoretycznie nie musiałem, ale pierwszy raz w życiu chciałem zrobić coś, co było niezgodne z tym, co kazali mi rodzice.

– Obiecałem mu, że pójdę. Ma eliminacje do drużyny krajowej i chce mieć wsparcie. To normalne. – Wzruszyłem nonszalancko ramionami. Widziałem jak moja mama zagryza wargi i uporczywie się nad czymś zastanawia. Odgarnęła ciemnobrązowe włosy za ramię i popatrzyła na mnie poważnym wzrokiem. Zrobiłem coś, co było nie po jej myśli. Z jednej strony czułem się z tego zadowolony, bo miałem dość bycia ich idealnym w każdym calu dzieckiem, ale z drugiej bałem się, co konkretnie wymyśliła.

– Cóż, będziesz musiał mu odmówić – powiedziała bez ogródek, a ja byłem pewien, że moje oczy wyglądają właśnie jak wielkie spodki. Ona sobie ze mnie żartowała? Obiecałem mu, do cholery! Zresztą to była dobra okazja do kolejnego spotkania z Gabim. Poza tym mieli być tam też inni nasi znajomi; tacy, z którymi nie miałem okazji rozmawiać od dłuższego czasu przez studia i natłok obowiązków – na przykład Ryoma czy Sol.

– Dlaczego niby? – zapytałem, zakładając ręce na piersi. Nie chciałem tam iść, to fakt. Ale obejrzenie tego byłoby też dobrym odreagowaniem po egzaminie i całym roku. A ona teraz chciała to zniszczyć.

– Ja i tata wyjeżdżamy dzisiaj na ważną kolację i wrócimy dopiero w nocy – oznajmiła. – Anthony zostaje dzisiaj w domu, bo jest trochę chory, i ktoś musi się nim zająć.

Znów ten mały gnój. Westchnąłem zrezygnowany.

– Nie jestem jego nianią – powiedziałem. – Zresztą masz tu jeszcze dwóch ochroniarzy, ponad dwadzieścia pokojówek i lokai, kucharzy i wielu innych pracowników, i nie ma kto się nim zająć? No błagam.

Victim | MuneTakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz