28

465 41 0
                                    

Za plecami słyszałam szybkie kroki, ale nie miałam zamiaru się odwracać.

- Zatrzymaj się!- Donośnie krzyknął Benjamin.- Stój, powiedziałem!

Stanęłam jak wryta i odwróciłam się gwałtownie.

- Nie zamierzam słuchać dalszych kłamstw, Evrard.- wycharczałam usilnie mrugając powiekami by powstrzymać łzy.

- Nie kłamałem, Em. Wszystko co robiłem, co robiliśmy było prawdą.

Zbliżył się do mnie i delikatnie objął. Jakby moje ciało było wykonane z porcelany, która w każdej chwili może się rozpaść.

- Twój ojciec, Ethan i cała reszta...- mruknęłam niezdolna by wypowiedzieć całe zdanie.

- Wiedzą. Urząd imigracyjny skontaktował się z moją rodziną i Skyler. Nie miałem pojęcia, że będą brali pod uwagę akurat ją.- wyszeptał w moje włosy, a jego głos przyjemnie rozlał się po moim wnętrzu.

- Jak długo o tym wiesz?- Odchyliłam głowę i spojrzałam w jego szaroniebieskie tęczówki.

- Wracajmy do mieszkania.- zażądał, ale dostrzegając moje zaciśnięte usta w wąską linię, uniósł kąciki ust do góry i dodał.- Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię.

Nerwowo pokiwałam głową, boleśnie wyczuwając napiętą atmosferę. Całe to przyjęcie nie było dobrym pomysłem. Właściwie cały plan okazał się wielkim niewypałem. Byłam głupia decydując się na ten chory pomysł. Nie powinnam się na to zgadzać. Byłam otumaniona wizją wymarzonej pracy i chęci udowodnienia sobie jak wiele mogę osiągnąć. Szkoda tylko, że wybrałam drogę na skróty.

- Twój ojciec mnie nienawidzi.- powiedziałam żałośnie, wycierając ręką wilgotne policzki i spojrzałam mu ponownie w oczy. Jego twarz wydawała się chłodna, bez cienia uczuć, choć gdy przyglądałam mu się dłużej byłam w stanie dostrzec smutek i rozczarowanie. On także wierzył, że nam się uda.

- Nie obchodzi mnie to, Em. I ciebie też nie powinno. Wracajmy do domu.

Ruchem ręki zachęcił mnie do obrania właściwego kierunku na parking. Westchnęłam ciężko ale zrobiłam dokładnie to o co mnie poprosił. Nie miałam sił ani odwagi by usłyszeć co dalej. Nie chciałam wiedzieć. Nie teraz.

- To przyjęcie i tak było do kitu.- wymruczałam niezadowolona.- Jedzenie było fatalne a obecność twojej byłej wystarczająco popsuła mi nastrój na dalszą część wieczoru.

Benjamin przyciągnął mnie do siebie i zostawił czułego całusa tuż na mojej skroni, a jego grdyka uniosła się podczas chichotu, który wydostał się z jego ust.

- Naprawdę cię lubię.- powiedział cicho.- Właściwie to oszalałem na twoim punkcie, Em.

Moje serce boleśnie się skurczyło. Jego słowa sprawiły, że próbuję wierzyć, że mamy jakąś szansę. Mimo kompletnego impasu w jakim się znaleźliśmy.

***

Jest bardzo dziwnie. Wjechaliśmy windą na piętro mieszkania i weszliśmy do środka w zupełnej ciszy. Ściągnęłam z siebie niewygodne szpilki, obserwując przy tym ukradkiem zachowanie Benjamina. Poluźnił krawat i zdjął marynarkę, rzucając ją na kanapę. Szedł za mną a gdy znaleźliśmy się na miękkim dywanie pośrodku salonu każde z nas zajęło miejsce po przeciwnej stronie. Miałam wrażenie, że ogłuszająca nas cisza otacza nas jak ogromna bańka. Przez ostatnie tygodnie mieszkałam tu, czując się jak u siebie w domu, a teraz odnosiłam wrażenie, że znów jesteśmy dla siebie dwójką zupełnie obcych ludzi.

Benjamin rozłożył się wygodnie na kanapie, co rusz stukając palcem o drewniany kant podłokietnika. Wzrok miał utkwiony w sufit i całą sobą czułam, że myślami pozostawał poza tym miejscem. Zupełnie jakby zapomniał, że znajdujemy się w nim oboje.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz