3. Potworna sprawiedliwość

1.7K 71 29
                                    

NOTATNIK PENITENTA

Timothy Haru Jang

01.01.2018 r., 07:30

Koreańczycy, śmiem stwierdzić, że wierzą w przeznaczenie bardziej, niż w bóstwa. Do niedawna to stwierdzenie dotyczyło również mnie. Uważałem, że czasami pewne rzeczy muszą się wydarzyć. Że trzeba się z tym pogodzić i wypełnić scenariusz, który został dla nas wcześniej przygotowany. Teraz, gdy jednak coś było w stanie zepsuć nasz idealny dzień, nie potrafię się pogodzić z przeznaczeniem. Nie chcę.

Nie chcę wierzyć, że tak ma wyglądać mój los. Nasz.

Clarissa zepsuła mnie jako człowieka, a gdyby tego było mało, zrujnowała życie moje i jedynej osoby, przy której byłem w stanie coś czuć. Cokolwiek. Okruch czegoś, co nie było żalem lub złością.

Chociaż bardzo chciałem, nie potrafiłem sobie przypomnieć, co działo się przez ostatnie kilka godzin. Byłem od niemal zawsze doskonały w liczeniu czasu, a nie potrafiłem stwierdzić, jak długo leżałem na klifie i wpatrywałem się w taflę wody. Przez chwilę zmąconą, później nad wyraz spokojną.

Pamiętałem jedynie, że przed dotarciem na Wzgórze Bezkresnych Wyznań, dzwoniłem na grupowym czacie do przyjaciół. Powiedziałem im, że coś jest nie tak. Że mam złe przeczucie. Wysłałem im odpowiednie współrzędne i poleciłem, by jak najszybciej przyjechali.

Pamiętałem również każdy fragment, najmniejszy szczegół, czy spojrzenie rzucone w czasie rozmowy Aurory i Clarissy. Tego nie potrafiłem zapomnieć, choć bardzo chciałem. Pragnąłem wymazać ze swojego wnętrza uczucie rozrywania. Wyrywania serca. Rozdmuchiwania duszy.

Tak bardzo chciałem nie czuć. Chciałem znów być kimś sprzed sześciu miesięcy, chociaż wcześniej twierdziłem, że nigdy więcej nie wrócę do bycia najgorszą wersją siebie.

Nie potrafiłem.

Nie potrafiłem zrobić nic, oprócz myślenia, że obdarzyłem głębokim uczuciem przyrodnią siostrę.

Pokochałem kogoś tylko po to, by dowiedzieć się, że nie powinienem czuć. Miłość nie była przeznaczona dla mnie.

To dlatego od pierwszego dnia, w którym ją ujrzałem, czułem, jakbyśmy się znali? Jakbym już kiedyś podziwiał z bliska jej bursztynową barwę tęczówek? Jakbym znał każdy skrawek jej duszy i ciała?

Nie miałem pojęcia, w którym momencie cała reszta pojawiła się na wzgórzu. Nie miałem pojęcia, jakim cudem ocean wyrzucił ciało Aurory na brzeg. Nie miałem pojęcia, jak długo krzyczałem i popadałem w obłęd. Nie miałem pojęcia, kto wezwał karetkę ani w którym momencie przyjechała. Nie miałem pojęcia, jak znalazłem się w szpitalu.

Pierwszy raz w swoim życiu nie miałem żadnego planu. Nie potrafiłem czegoś zrozumieć, przewidzieć, rozwiązać.

Pierwszy raz w życiu byłem bezradny.

Wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie nieznośnie wolno.

Odtwarzałem koszmar przeżyty na jawie bez przerwy. W głowie. Na nowo, na nowo, na nowo. Katowałem się nim, a wciąż było to milion razy lepsze od powrotu do rzeczywistości.

Nie chciałem do niej wracać, bo świat bez Aurory Freeman mnie nie obchodził. Nie był interesujący. Był nijaki. Czarny. Miałki. Męczący.

Nie chciałem funkcjonować w przestrzeni, w której jej nie było.

W przeciągu ostatnich sześciu miesięcy Aura stała się moim wszystkim. I nagle miałem zostać bez niczego. Bez światła.

Nie można zbyt długo kroczyć po omacku, bo prędzej czy później człowiek zbłądzi.

TIME of confessionsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz