Ivan
Gdzieś w odmętach bardzo głęboko zakopanej świadomości usłyszałem krzyki. Z każdą chwilą przybierały na mocy i stawały się wyraźniejsze.
– Pobudka! Nie jesteś niedźwiedziem, żeby zapadać w sen zimowy!
Tak, to z pewnością nie był sen. Wrzaski Elliota nie dało się pomylić z niczym innym. Tylko po co krzyczał? Nie rozumiał, że moja głowa nie była jeszcze gotowa na wysokie tonacje?
Założyłem na głowę kaptur bluzy, by nieco odgrodzić uszy od donośnego głosu. Zaplotłem ciaśniej ręce na klatce piersiowej. Nie miałem siły utrzymywać w prostej linii głowy, która niezwykle ciążyła, więc ją spóźniłem, a podbródek również oparłem na klatce.
Starałem się ignorować ciągłe nawoływanie przyjaciela, jednak na nic się to zdało. Wiedziałem, że nie tylko on wyprowadził mnie z równowagi, ale ja jego również. Dowodem popierającym moją teorię było światło uderzające wprost w moją twarz.
– Zgaś to światło – mruknąłem, krzywiąc przy tym twarz i mocniej zaciskając powieki.
– Nie jestem pieprzonym Bogiem, wróżką albo Pokemonem, żebym mógł kontrolować pogodę – warknął.
W innej sytuacji uznałbym słowa Elliota za zabawne. Ale nie w tej.
Niezbyt miałem ochotę się trudzić z odpowiedzią, dlatego nie powiedziałem nic. Zignorowałem Lio, chcąc przespać przynajmniej kilka kolejnych godzin.
W końcu przestałem słyszeć irytujące komentarze Elliota. Miałem nadzieję, że darował sobie próby wybudzenia mnie i stwierdził, że nie będzie tracił na mnie czasu. To byłoby najlepsze wyjście dla każdego z nas.
Dla mnie na pewno.
Niestety światło wciąż uderzało w moją zmęczoną twarz. Z tego względu postanowiłem zmienić pozycję siedzącą na leżącą. Byłem wystarczająco trzeźwy, by móc się położyć bez obaw o gigantyczne zawroty głowy lub wymioty.
Po omacku wyszukałem na kanapie poduszkę. Chwyciłem ją i ułożyłem na jednym końcu siedziska, po czym ułożyłem na nią głowę.
Od razu lepiej.
– Dzień dobry, śpiąca, pijacka, królewno – Elliot uśmiechnął się ironicznie.
– Co ty odpieprzasz!? – Warknąłem, wystawiając na boki ręce, by tym samym pokazać, że jestem cały mokry.
– Chciałem się napić wody, ale przypadkowo się potknąłem i woda z butelki wylądowała na Twojej twarzy – odpowiedział niezbyt przejęty, wzruszając ramionami.
– O co się niby potknąłeś? – Mruknąłem, patrząc z mordem w oczach to na przyjaciela, to na całkowicie pustą butelkę wody trzymaną w dłoni.
W sali nie było niczego, o co mógł się potknąć.
– O powietrze – ponownie uśmiechnął się w cholernie denerwujący sposób. – A teraz, skoro raczyłeś otworzyć oczy i zacząć nieco kontaktować... Wypieprzaj stąd – zarządził.
– Nie mam zamiaru stąd wychodzić – odpowiedziałem hardo, wycierając twarz o skrawek suchego materiału bluzy.
– Jeśli nie chcesz stracić resztek szacunku babci Rose, to radzę wyjść – ostrzegł równie poważnie.
– Dlaczego niby miałbym stracić jej szacunek?
– Bo jest siódma rano, a ty leżysz pijany w szpitalu, przy łóżku jej wnuczki, której ojciec też był alkoholikiem. Na dodatek wokół Ciebie leżą puste butelki, a w całym pomieszczeniu śmierdzi gorzej niż w gorzelni. Zatem jak myślisz, Ivanie, dlaczego miałbyś stracić szacunek? – Do pomieszczenia wszedł Mason, taksując od góry do dołu moje ciało.
CZYTASZ
TIME of confessions
Romance~Życie nie kończy się w chwili śmierci, a w momencie popełnienia grzechu. Czy zatem wyspowiadanie się z niegodziwości sprawi, że zacznę żyć na nowo? Czy wyznanie złych uczynków pomoże mi się odrodzić i zagoi rany na mojej przesiąkniętej złem duszy?~...