28.01.2018 r., 06:40
Czego powinienem oczekiwać? Czy miałem prawo do jakichkolwiek oczekiwań? Bez względu na wyniki, żaden nie był zadowalający. Wręcz musiałbym stwierdzić, że obie drogi prowadziły do ślepej uliczki. Ogromnej, ciężkiej ściany blokującej przejście do objęć Aurory, szczęśliwego życia, odrobiny mniejszego zła. Właśnie dlatego spędziłem kolejną noc na siedzeniu przy niej i zastanawianiu się, czy aby na pewno powinienem wykonać testy. Nie zmrużyłem oka, bo pierwszy raz w życiu czuję strach. Boję się, że prędzej czy później Clarrisa znów postanowi zaatakować. Muszę być szybszy.
Wybiła ósma czterdzieści pięć, a ja wciąż tkwiłem w szpitalu. Za dwie godziny powinienem być na lotnisku. Jedynym plusem bycia obrzydliwie bogatym nastolatkiem był fakt, że miało się ludzi od wszystkiego. Nawet od pakowania.
Mógłbym zrezygnować ze wszystkich udogodnień na rzecz tego, by Aurora się obudziła. Zrobiłbym wszystko, by móc choć na dwie sekundy spojrzeć ponownie w ogromne bursztyny.
Przed moim wyjazdem.
Pochyliłem swoje ciało na kanapie. Oparłem łokcie o uda i oparłem podbródek na wewnętrznych częściach dłoni. Starałem się na zapas zasycić widokiem Aury. Na próżno. Nią nie dało się zaspokoić tylko przez krótką chwilę. Jeśli tylko raz się spróbowało, chciało się coraz to więcej i więcej. Aż do utraty tchu, duszy, wewnętrznego zła.
W końcu się odważyłem. Z kieszonki czarnych dresów wyciągnąłem lateksową rękawiczkę, po czym ją założyłem. Z kieszeni bluzy natomiast wyłoniłem dwie, niezbyt duże, białe koperty. Pociągnąłem najpierw za swoje włosy. Dla pewności wyrwałem nie jednego, a pięć włosów, upewniając się przy tym, że każdy z nich miał cebulkę. Po tym, jak umieściłem swoją próbkę wewnątrz koperty i ją zakleiłem, przesiadłem się z kanapy na szpitalne łóżko.
Wyczułem przy sobie delikatne, coraz chudsze ciało Aurory. Patrzyłem na jej spokojną twarz i czterykrotnie cofnąłem dłoń. Nie tylko walczyłem sam ze sobą, by pobrać jej DNA, ale również z tym, by ją dotknąć. Nie chciałem jej znów skrzywdzić.
Trwałem w zawieszeniu. Ręka zawisła w powietrzu. Serce wciąż przyśpieszało, choć nie wiedziałem, że może być jeszcze szybciej. Od dwudziestu ośmiu dni nie dotykałem Aurory Freeman. Ostatni raz czułem jej ciepło i miękką skórę na klifie. Gdy usilnie starałem się uratować kogoś, kto się poddał.
Tym razem mi się uda. Uratuję ją. Za wszelką cenę. Kosztem samego siebie i każdego, kto stanie mi na drodze.
Wykonałem trzy głębokie wdechy i wykonałem kolejny ruch. Powolny i ostrożny. Nie mogłem się powstrzymać. Przed wyrwaniem włosa opuszkami palców, ledwo wyczuwalnie, przejechałem po policzku Aurory. Przypomniałem sobie chwilę, gdy z delikatnym, urzekającym uśmiechem, zanurzała twarz w mojej dłoni. Kiedy ją całowałem.
Poczułem się tak cholernie źle. Bolało mnie serce, którego nawet nie miałem.
- Naprawię wszystko bez względu na to, kim dla siebie będziemy. Obiecuję, Auro - wyszeptałem.
Przesunąłem dłoń z policzka na głowę. Pogłaskałem przez krótką chwilę czubek otoczony burzą złotych kosmyków i pociągnąłem za jeden z nich.
Zamiast jednego, wyrwałem trzy.
Na wszelki wypadek.
Schowałem próbki do drugiej z kopert i zakleiłem. Następnie obie schowałem z powrotem do kieszeni bluzy, z zamiarem zawiezienia ich do laboratorium jeszcze przed odlotem.
- Co ty robisz? - W oddali podświadomości usłyszałem niemrawy głos.
Nieco zdezorientowany, nie wstając z łóżka, odwróciłem głowę przez ramię, napotykając widok, którego za wszelką cenę nie chciałem widzieć.
CZYTASZ
TIME of confessions
Roman d'amour~Życie nie kończy się w chwili śmierci, a w momencie popełnienia grzechu. Czy zatem wyspowiadanie się z niegodziwości sprawi, że zacznę żyć na nowo? Czy wyznanie złych uczynków pomoże mi się odrodzić i zagoi rany na mojej przesiąkniętej złem duszy?~...