8. Normalność przyszłości

874 51 33
                                    

Lipiec 2047 r.

– Zgadnijcie, kto wrócił! – Z korytarza dobiega żywiołowy okrzyk.

Niemożliwe... Dlaczego już wróciła? Jej wycieczka miała trwać jeszcze siedem dni.

Co mam zrobić? Nawet nie ustaliłem z Nabi, by nie wspominała swojej mamie o pamiętnikach. Żeby ta kwestia była naszym małym sekretem.

Oby córka potrafiła trzymać język za zębami. Chociaż nasza rodzina nie może się zbytnio popisać takimi umiejętnościami...

Tak, już po mnie.

– I będziesz tak po prostu siedział? – Pyta Elliot.

Odwracam głowę w stronę przyjaciela i patrzę skonsternowany, nie mając bladego pojęcia, co ma na myśli. Przyglądam mu się z uwagą i mrużę brwi, jednak nie jestem w stanie niczego zrozumieć. Sens słów Elliota dociera do mnie dopiero w chwili, w której mężczyzna unosi na wysokość moich oczu w połowie zapełnioną szklankę whisky.

– O cholera – mówię półszeptem.

Natychmiast łapię szkło Wooda, zabieram ze stołu również moją szklankę i niemal biegnę w kierunku zlewu kuchennego. Wylewam chaotycznie zawartość, omal nie wylewając trunku na blat.

Równie szybkim, o ile nie szybszym krokiem, podążam do barku i władam do środka dwie szklanki.

– Idzie! – Ostrzega mnie nieco głośniejszym szeptem Elliot.

Zamykam barek, zaczynając oddychać z ulgą, która wyparowała szybciej niżbym się spodziewał. Dostrzegam butelkę whisky w dalszym ciągu stojącą na stoliku.

– Elliot, rzuć butelkę! – Krzyczę do niezwykle rozluźnionego Latynosa, który opiera kark o zagłówek kanapy.

Zrywa się niemal natychmiast, wyciąga ręką w kierunku stolika i chwyta za szyjkę butelki, po czym wykonuje zamach i rzuca w moim kierunku. Tak, jak bywało to niejednokrotnie, butelka zmierza idealnie w moje dłonie.

Problem pojawia się jednak w chwili, gdy Aurora wchodzi do salonu, a butelka w dalszym ciągu nie spoczywa w barku.

– Padam ze zmęczenia. Podczas lotu były straszne turbulencje – wzdycha przeciągle, wchodząc w głąb salonu.

Jedynym tymczasowym rozwiązaniem, które przychodzi mi do głowy, jest schowanie whisky za plecami. Muszę się jej jak najszybciej pozbyć. Coraz bardziej zestresowany, postanawiam odkaszlnąć na tyle głośno, by Lio usłyszał moje spięcie. Odkaszluję trzy razy, nie tracąc nadziei, że przyjaciel zrozumie niezbyt wyszukany sygnał.

W końcu trybiki w głowie Latynosa zaczynają pracować. Chaotycznie podnosi się z kanapy i biegnie w kierunku matki Nabi, wiedząc, że za wszelką cenę musi odwrócić jej uwagę.

– Rory! Moja cudowna Bestie! – Zaczyna wydzierać się na całe gardło.

Lio znajdując się przed Aurorą, otwiera szeroko ramiona, po czym zamyka ją w szczelnym uścisku. Obraca kobietę w taki sposób, że teraz stoi zwrócona plecami do barku.

– Elliot, mój cudowny gamoniu – podśmiechuje się pod nosem.

– Tak się stęskniłem! Ile można podróżować!? Musimy spędzać więcej czasu razem! Dlaczego wróciłaś wcześniej!? Dlaczego nie zabierasz mnie ze sobą!? Pięknie wyglądasz! Czy to nowa koszula!? – Wykrzykuje podekscytowany, chociaż nawet z zajmowanego miejsca wyraźnie słychać udawany śmiech.

Kiwam z zażenowaniem głową, korzystając przy tym z chwilowej nieuwagi Aurory i tak cicho, jak tylko potrafię, chowam whisky w odpowiednie miejsce.

TIME of confessionsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz