Timothy
28.01.2018 r., 22:30/29.01.2018 r., 14:30
Pierwszy dzień pobytu w Seulu wprawia mnie zawsze w lekką dezorientację. Mam w głowie kalifornijski czas, według którego panuje noc, a jednak patrzę przez okno samolotu i dostrzegam środek nieco pochmurnego dnia. Z racji, że mój mózg stara się analizować niemal wszystko, w szczególności czas, zapewne do końca pobytu będę żył dwoma strefami czasu. Będę się zastanawiał, jaka pora jest u Aurory. Czy obudzi się w ciągu dnia, czy może w środku nocy.
Każdy lot z Estelle Jang kończył się wymęczeniem psychicznym. Mówiła niewyobrażalnie dużo. Śmiała się z własnych dowcipów. Udawała pogodną i łagodną kobietę. Sam nie wiedziałem, czy bardziej bolały mnie oczy, uszy, czy może mózg. Nienawidziłem tego. Zgrywała przy mnie miłą siostrę, a gdy tylko w grę wchodziły interesy, mogłaby podpalić innych żywcem i nawet by nie mrugnęła. Czy byliśmy podobni? Nie. Ja się nie trudziłem, by w życiu prywatnym udawać życzliwą osobę.
Odetchnąłem z ulgą, gdy tylko prywatny samolot wylądował. Czym prędzej ruszyłem do wyjścia, nie czekając na siostrę. Jack i Ben oczywiście podróżowali razem z nami. Asystenci nie byli mi tutaj do niczego potrzebni, ale wszyscy musieliśmy zgrywać pozory.
Wykorzystałem ich przynajmniej do wynajęcia samochodu i zabrania moich bagaży.
Całe szczęście, że chłopcy uwinęli się dość szybko, a ja nie musiałem marznąć przed lotniskiem. Mój organizm był przyzwyczajony do kalifornijskiego klimatu, dlatego z zimową aurą Seulu nie do końca się lubiliśmy.
Droga z lotniska Incheon do naszego koreańskiego domu zajęła ponad godzinę. W połowie trasy za oknem dostrzegłem drobne płatki śniegu. Z każdą minutą leciało ich coraz więcej. Opady stawały się szybsze. Biały puch opadał na zmarzniętą rzekę Han, tworząc idealnie równy, biały dywan. W oddali, za konstrukcją mostu, przebijały się promienie słońca. Światło sprawiło, że śnieg połyskiwał, a człowiek odnosił wrażenie, że został otoczony spadającymi kryształkami.
Wiedziałem, że coś jest piękne, ale tego nie czułem. Nie potrafiłem. Jedyną piękną rzeczą, która potrafiła wywołać we mnie jakiekolwiek emocje, była Aurora. Nic nie sprawiało mi radości, bo od najmłodszych lat miałem wpajane, że emocje, takie jak szczęście, świadczą o słabości i przeszkadzają w zarządzaniu firmą. Oglądanie zachodów słońca na Wzgórzu Bezkresnych Wyznań i oświetlonego nocą miasta wraz z Aurorą było jedynymi momentami, gdy potrafiłem poczuć piękno istotnie pięknych rzeczy. Innymi razy czułem jedynie piękno w odrażających rzeczach.
– Dajcie znać, kiedy będziecie wiedzieć, gdzie jest ojciec. Jeśli będę czegoś potrzebować, zadzwonię. A tymczasem uznajcie to za darmowy urlop i bawcie się dobrze – zarządziłem, nim zatrzasnąłem drzwi auta.
– Dzięki szefie – odpowiedzieli równocześnie asystenci.
Też im się coś należało od życia.
Poniedziałek spędziłem przede wszystkim na regeneracji i próbie odespania nocy spędzanych na szpitalnej sofie. Okazało się to trudniejsze niż przypuszczałem, bo po każdym zaśnięciu powracały koszmary. Widok Aurory wpadającej do oceanu lub widok uradowanej twarzy Clarissy po tym, jak małego chłopca przywiązywała do krzesła i zamykała w małym, ciemnym pomieszczeniu.
Tym małym chłopcem byłem ja.
Z samego rana, gdy tylko otrzymałem informację od swoich ochroniarzy, że ojciec wrócił do kraju z delegacji i pojechał prosto do głównej siedziby firmy, wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i ruszyłem w drogę. Choć Estelle nigdy nie była rannym ptaszkiem, jakimś cudem czekała za mną w jadalni, tłumacząc, że chętnie spędzi z młodszym braciszkiem odrobinę więcej czasu.
CZYTASZ
TIME of confessions
Romance~Życie nie kończy się w chwili śmierci, a w momencie popełnienia grzechu. Czy zatem wyspowiadanie się z niegodziwości sprawi, że zacznę żyć na nowo? Czy wyznanie złych uczynków pomoże mi się odrodzić i zagoi rany na mojej przesiąkniętej złem duszy?~...