10. Zaakceptować można niewiele

1.1K 48 41
                                    

Aurora

Czuję się tak bardzo zagubiona. Zdezorientowana. Zupełnie tak, jakbym stała się niewidoma i błądziła we wiecznych ciemnościach. A przecież widzę. Dostrzegam przed sobą kogoś równie przerażającego, co wnętrze czarnej dziury i jednocześnie kogoś delikatnego niczym zefir letniego poranka na rozgrzanych od biegu policzkach.

Właśnie dlatego byłam jeszcze większym ślepcem.

Chciałam powiedzieć cokolwiek, ale tajemniczy urok chłopaka odbierał mi wszelką pewność siebie i odwagę. Kolejnym powodem powstrzymania słów był niewyobrażalny ból gardła i całego ciała.

– Rory?! – Usłyszałam niewyobrażalnie głośny krzyk.

Z trudem przekręciłam głowę w stronę dochodzącego głosu. Ruby stała we wejściu do pomieszczenia, a wraz z nią... Chłopak, który pomógł mi w parku.

O co tutaj chodzi?

– Rory, naprawdę się obudziłaś?! To nie sen?! Wróciłaś do nas?! – krzyczała dalej zalana łzami.

Do nas?

Roo ruszyła pędem w moim kierunku. Z zatrważającą siłą opadła na łóżku, przytulając się z mocą. Moje ramię zrobiło się mokre od jej łez.

Dlaczego płacze?

– Ał, to boli – zasyczałam.

– Przepraszam! Boże! Tak bardzo przepraszam! – Odsunęła się, zakryła usta dłonią i załkała jeszcze mocniej.

– Ruby, o co tutaj chodzi? – zapytałam z trudem.

Zastygła. Całkowicie znieruchomiała. Nawet jej łzy zatrzymały się w kącikach oczu. Patrzyła na mnie nieodgadnionym, być może nieco przestraszonym wzrokiem.

Podobnie jak niedawno poznany chłopak. Przyglądał mi się podejrzliwie, w tym samym czasie wsłuchując się w słowa szeptane do swojego ucha przez tego drugiego.

– Rory, miałaś...

– Pamiętasz mnie? – Zapytał szatyn, tym samym przerywając Ruby, po czym podszedł bliżej łóżka.

Tak, abym mogła się lepiej przyjrzeć. Nie musiał tego robić. Z daleka byłam w stanie rozpoznać bohaterskie orzechowe tęczówki. Przytaknęłam.

– Jak mam na imię? – Dopytał.

Musiałam się zastanowić nieco dłużej, aby zdołać odpowiedzieć na jego pytanie. Pulsujący ból głowy skutecznie uniemożliwiał mi skupienie i swobodne myślenie.

– Navi – odpowiedziałam po namyśle.

– Pamiętasz, co się stało?

Zamrugałam oszołomiona. W myślach starałam się przywołać ostatnie wyraźne wspomnienie. Coś, co stanowiłoby poprawną odpowiedź. Pomasowałam dłońmi pulsujące skronie, zaciskając z całej siły powieki. Wszystko wydawało się zagmatwane i niewyraźne. Jakby w mojej głowie zamieszkała ogromna fala mgły.

– Wpadłam do jezioro – zaczęłam niepewnie, będąc zmuszoną do odkaszlnięcia, bo moje gardło z każdym słowem protestowało coraz bardziej. – Pomogłeś mi i odwiozłeś do domu. Położyłam się do łóżka, bo byłam zmarznięta. Jestem w szpitalu, bo zemdlałam?

– Rory, to było siedem miesięcy temu – wydusiła ledwo słyszalnie Ruby.

– Co? – Przestałam mrugać.

Jedno słowo. Tyle byłam w stanie z siebie wydobyć.

– Wpadłaś do jeziora siedem miesięcy temu. Dziś jest dwudziesty dziewiąty marca, dwa tysiące osiemnastego roku – sprecyzował Navi.

TIME of confessionsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz