05.01.2018 r., 06:27
Czas ma to do siebie, że nie potrafi się zatrzymać. Wciąż brnie przed siebie. Bez względu na to, jak okropne rzeczy wydarzały się wokół, jak wiele ludzi cierpiało, czas na nic nie zwracał uwagi. Na nic z wyjątkiem samego siebie i swojego celu. Tego, by przeć przed siebie. Teraz też musiałem iść naprzód, chociaż tak bardzo nie chciałem. Nastąpił w moim życiu moment, jeden z nielicznych momentów, gdzie chciałbym przestać należeć do TIME. Chciałbym stać się zwykłym nastolatkiem. Biedni zazdroszczą nam, zamożnym, tak wielu rzeczy. Ja zazdroszczę im jednego. Normalności.
Nie obudziła się. Lekarz powiedział, że obrzęk mózgu nie ustąpił i nie mogą jej jeszcze wybudzić.
Minęło pięć dni, odkąd dane mi było słuchać anielskiego, miękkiego głosu Aurory. Pięć dni, odkąd mogłem z niewyobrażalnego bliska podziwiać barwę bursztynowych tęczówek. Pięć dni, odkąd moje światło zostało uśpione, a w życiu znów było niewyobrażalnie ciemno.
Od tylu dni odkładałem również wszystkie sprawy, którymi musiałem się zająć, by stworzyć konieczne pozory. Nie potrafiłem się do tego zmusić, bo to by oznaczało, że w jakimś sensie sytuacja zaczęła stawać się rzeczywista. Byłbym zmuszony zaakceptować stan rzeczy. Tylko dlatego, że dobro Aurory ceniłem bardziej od swojej wygody, w końcu zebrałem się w sobie.
Wyszedłem przed siódmą rano ze szpitalnego pokoju, kiedy babcia Rose wróciła. Nigdy nie zostawiałem Aurory bez choć jednej osoby w pobliżu. Musiałem zachować wszelkie środki ostrożności. Skoro w przeciągu ostatnich pięciu dni Clarissa nie wykonała żadnego kolejnego ruchu, to oznaczało, że nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że Aura przeżyła. Gdyby było inaczej, dokończyłaby realizację planu w przeciągu dwudziestu trzech godzin. Jak zawsze.
Za wszelką cenę musiałem dopilnować, by to się nie zmieniło.
Właśnie dlatego, po całonocnym trzymaniu dłoni Aurory, musiałem iść się czymś zająć. Czymś, czyli wybraniem trumny i nagrobka.
Nie, żebym faktycznie zamierzał ją odłączyć od urządzeń, zabrać ze szpitala, czy samodzielnie wybudzić ze śpiączki farmakologicznej. To wcale nie tak, że o tym myślałem.
To była wyłącznie bolesna gra pozorów. Skoro Clarissa zaczęła intrygę, musiałem dotrzymać jej kroku, a nawet wyprzedzać o dziesięć. Tylko skrajne czyny były w stanie mi w tym pomóc.
Przed opuszczeniem szpitala udałem się na niezwykle delikatną wizytę do doktora prowadzącego Aurorę. Delikatną z racji tego, że musiałem go zmusić, by wypisał akt zgonu pacjentki, która wciąż żyła, leżała w szpitalu i w dalszym ciągu była przez niego kontrolowana. Wytłumaczyłem, że nie obchodzi mnie, jak to zrobi, ale ma kontynuować leczenie Aury pod innym nazwiskiem, a najlepiej nigdzie jej nie uwzględniać. Stawiał opór tak długo dopóty, dopóki na jego biurku nie położyłem koperty wypełnionej sto tysiącami dolarów. I nagle wszystko stało się proste i możliwe.
Przed wizytą w hurtowni funeralnej pojechałem do Lowell High School. Całe szczęście, że trwały ostatnie dni przerwy zimowej. Nie musiałem się męczyć z irytującymi spojrzeniami mało istotnych ludzi. A tym samym nie byłem narażony na podsłuchiwanie w sekretariacie. Choć spodziewałem się, że w przeciągu dwóch, może trzech dni, wszyscy będą już wiedzieć, co przyszedłem załatwić. Carry była cholernie plotkarską sekretarką.
– Dzień dobry – powiedziałem neutralnym tonem, opierając splecione dłonie na blacie biurka. – Proszę wykreślić Aurorę Freeman z listy uczniów.
– Dzień dobry. Oczywiście, ju... – przerwała w pół zdania, gdy dotarło do kobiety, co usłyszała. – Co mam zrobić? – Zdziwiła się, patrząc pustym wzrokiem znad ekranu komputera.
CZYTASZ
TIME of confessions
Romance~Życie nie kończy się w chwili śmierci, a w momencie popełnienia grzechu. Czy zatem wyspowiadanie się z niegodziwości sprawi, że zacznę żyć na nowo? Czy wyznanie złych uczynków pomoże mi się odrodzić i zagoi rany na mojej przesiąkniętej złem duszy?~...