Rozdział 8

454 17 2
                                    

To właśnie ten dzień stał się przełomowym. Gdy tylko Peter zasnął Tony poszedł do swojego laboratorium i zmienił kodowanie FRIDAY. Od tej pory priorytetem był Peter. Jeśli FRIDAY będzie miał możliwość uratowania tylko jednej osoby zawsze wybierze chłopca.

Tony nie zdawał sobie do tej pory sprawy z tego jak bardzo potrzebował dziecka w swoim życiu. Teraz, gdy Peter spał bezpiecznie w Penthousie Tony mógł udać się na piętro wspólne Avengersów.

Gdy tylko wysiadł z windy od razu spostrzegł, że gwar ucichł. W salonie stali Bruce, Bucky, Sam, Wanda, Rhody, Clint no i klasycznie Nat i Steve.

- Stark! Tony! - dało się słyszeć głosy.

- Tak, tak. Wreszcie was zaszczyciłem swoją obecnością. Nie dziękujcie, nie dziękujcie.

Kilka osób prychnęło.

- Gdzie się podziewałeś? - zapytała Wanda.

- Jestem zajętym człowiekiem. Nie mam dla was całego dnia.

- Masz pewne obowiązki jako Iron Man, Tony.

- O co wam chodzi? Co takiego się stało?

- Chodzi o naszą następną misję. Tym razem jedziemy do Kanady, aby zniszczyć kolejną bazę HYDRY. Każdy się liczy, więc obowiązkowo musisz jechać.

- Kiedy, Rogers?

- Wyjeżdżamy za 20 minut, żeby rano być z powrotem w domu.

Tony'emu się to nie spodobało. Miał dzieciaka na górze, którym musiał się zająć. Nie mógł zniknąć na całą noc zostawiając chłopca samego. Nie był May.

- Odpadam, mam inne priorytety.

Ta misja mogła być w każdy inny dzień, ale akurat musiała odbyć się dzisiaj. Typowe szczęście Tony'ego.

- Wiem Tony, że to nienajlepszy czas, ale...

W tym momencie odezwał się FRIDAY.

- Szefie, młody Peter się obudził i wydaje się, że ciebie potrzebuje, Sir.

- Powiedz mu FRIDAY, że już idę - Tony westchnął po czym udał się do windy.

Gdy Tony wyszedł z windy od razu usłyszał płacz chłopca, a chwilę później zobaczył samego dzieciaka. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, twarz miał całą czerwoną, zapłakaną i w smarkach.

- Co się stało kochanie? - zapytał Tony miękkim głosem, biorąc dziecko w ramiona.

- Miałem koszmar - zapłakał Peter ocierając oczy małą piąstką.

Tony trzymał dzieciaka jedną ręką, drugą natomiast masował mu plecy dla uspokojenia. Peter przez chwilę zajęczał w rozpaczy, na co Tony powiedział:

- Ćśś, wiem, wiem Petey. Chcesz mi opowiedzieć o czym był twój koszmar?

Peter potrząsnął głową jako zaprzeczenie.

- Tylko tak ci mogę pomóc - Tony zagruchał.

- Wszyscy zginęli, a jak-k się obb-budziłem, t-to cię nie było!

- Przepraszam kochanie, ale już jest w porządku, jesteś bezpieczny. Nic nikomu się nie stało. Chcesz żebym zadzwonił do cioci, abyś usłyszał od niej, że jest bezpieczna?

- NIEE! - Peter załkał jeszcze mocniej.

Nie mówił Tony'emu, ale to właśnie ciocia była źródłem jego problemów.

- Dobrze, już dobrze. A może zrobię ci ciepłe mleko i usiądziemy przy jakimś filmie?

Na te słowa Peter zaczął się uspokajać, a Tony podrzucił kilka razy chłopca do góry. Tony posadził Petera na kanapie, kazał FRIDAY włączyć jakąś tandetną bajkę, a samemu podgrzewał na kuchence mleko.

Za zamglonym lustremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz