Rozdział 7

22 2 0
                                    

Czas leciał, a ja stałem w miejscu. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Założyłem się z rudym, że jeśli nie dotknę ziemi, da mi kasę, inaczej kupuje mu skina w lolu. Staliśmy na korytarzu, który bardzo dobrze odbijał echo, więc było słychać kroki. Odwróciłem głowę i widząc tego pojeba, przewróciłem oczami, co nie umknęło uwadze chłopakowi obok.
- Ejj Kazuha tak? - zawołał, a ja miałem ochotę go zamordować i zapaść się pod ziemie.
- Tak - powiedział i już miał nas wymijać, kiedy rudzielec znowu go zaczepił.
- Na jakim kierunku jesteś? - zapytał.
Ja oczywiście wiedziałem na jakim. Prawie codziennie musiałem na niego patrzeć. Nawet nie prawie tylko faktycznie codziennie, bo niestety mieszkał ze mną w pokoju. Czułem straszne zażenowanie.
- Na tym samym co on - pokazał ręką na mnie. Czy on do cholery nie mógł jak normalny człowiek powiedzieć mojego imienia? Ja rozumiem, że mnie nie lubi i nie jest zdrowy na umyśle, ale no błagam.
- Oooo to na pewno spędzanie dużo czasu razem - w tym momencie Kazuha rzucił mi pytające spojrzenie, które pierwszy raz nie zawierało w sobie nienawiści i pogardy. Zapewne był ciekawy co ja naopowiadałem Childowi.
- A skoro tak to może pójdziesz dzisiaj z nami na imprezę? Mówię ci będzie super - spojrzałem na Kazuhe. Chyba domyślił się, że coś się odwala, a mi się to nie podoba więc postanowił to wykorzystać.
- Z przyjemnością - uśmiechnął się i już miał ruszać do niestety, naszego pokoju, kiedy jeszcze odwrócił się na chwilę i dodał - Scaramouche powie mi co i jak - i odszedł. A ja miałem ochotę rzucić się z mostu.
- No patrz Scara, załatwiłem ci nowego kolegę - uśmiechnął się i wrócił do swojego pokoju, zostawiając mnie samego. Zaczerpnąłem kilka oddechów i zdecydowałem się ruszyć do pokoju, w głowie układając już wiązankę, którą rzucę współlokatorowi. No bo co on sobie niby wyobrażał? Nie miałem do tego zupełnie siły, ale wiedziałem, że muszę ja gdzieś w sobie znaleźć. Nie było innej opcji. Otworzyłem drzwi, ale nikogo nie zastałem. Musiał tu być, bo jeśli by wychodził, to bym go widział. Ewentualnie mógł uciec oknem, ale wątpię by zrobił to z 3 piętra. Dochodząc do wniosku, że bycie samemu w pokoju w zupełności mi odpowiada, usiadłem na łóżku i włożyłem słuchawki. Znów czułem się strasznie przytłoczony. Podkręciłem dźwięk licząc, że muzyka zagłuszy moje myśli i niepokój w sercu. W pewnym momencie ogarnęło mnie takie znużenie, że nawet nie wiem, w którym momencie zasnąłem.

Obudziłem się w niewiele lepszym stanie. Spałem ponad godzinę, co oznaczało, że wpadłem w głęboki sen i dalej chciało mi się spać. Rozważając tę opcję, rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem Kazuche, który ucząc się, palił papierosa. Widocznie jedyną rzeczą, która nas łączy jest nałóg. Siedział przy biurku na końcu pokoju, ale przez mały rozmiar pomieszczenia i tak bardzo dobrze czułem zapach tytoniu. Istniała możliwość, że gdyby nasz pokój nie był doszczętnie przesiąknięty zapachem papierosów, zacząłbym go wyzywać za palenie. Jednak nasz pokój był przesiąknięty tą wonią i zrobienie teraz afery o to byłoby przykładem hipokryzji. Więc jedynie przez krótką chwilę przyglądałem się chłopakowi, a potem odwróciłem się i spojrzałem przez okno. Na dworze było widno, ale jeszcze nie ciemno. Wstając, zgarnąłem zapalniczkę leżącą na szafce i schowałem ją do kieszeni. Ubrałem kurtkę i bez słowa wyszedłem na korytarz. Schodziłem zniszczoną klatką schodową przez trzy piętra, zanim dotarłem do drzwi wyjściowych. Pierwszym co poczułem po otworzeniu drzwi było chłodne, orzeźwiające powietrze. Pochodziłem chwilę ulicą wraz z zapalonym papierosem. Oczywiście byłem świadomy tego, że palenie zabija, ale wydaje mi się, że właśnie to mnie najbardziej pociągało. Dwa razy zadzwonił mi telefon, ale zupełnie to zignorowałem. Kiedy zrobiło mi się już zimno, zdecydowałem się wrócić.

Pierwszym co uderzyło mnie po otwarciu drzwi, było ciepło i męskie perfumy. Odruchowo spojrzałem na nie moją część pokoju i zobaczyłem wystrojonego Kazuhe. Cisnęło mi się na usta, żeby zapytać, po co się tak wystroił. Wiedziałem, że to nie mój interes, ale nie dałem rady się powstrzymać i zapytałem:
- A ty co się tak odjebałeś, jak szczur na otwarcie kanału? - zapytałem, przewracając oczami.
- Idę z tobą i twoimi znajomymi na imprezę, nie pamiętasz? - zapytał lekko rozbawiony, doskonale zdając sobie sprawę, że zapomniałem. Strasznie mnie to zirytowało, ale miałem większe zmartwienie. W pośpiechu zrzuciłem z siebie górne ubrania, pozostając tylko w koszulce. Ubrałem na siebie jakąś czarną koszulkę i zmieniłem spodnie na baggy jeansy. Biorąc pod uwagę temperaturę, która będzie na imprezie, ubrałem na to jeszcze sweter w czarne i czerwone paski. Lekko się odświeżyłem, odpisując w tym czasie, że będziemy gotowi za 10 minut. Początkowo mieliśmy gdzieś wyjść, ale ostatecznie impreza miała odbyć się w pokoju u dziewczyn. Był to idealny pokój do takich typu rzeczy, bo był duży, a dziewczyny zawsze wszystko ogarniały.

Kiedy dotarliśmy pod dobre drzwi razem z Kazuhom miałem już dość przebywania z nim sam na sam więc cieszyłem się na imprezę bardziej niż normalnie. Już po uchyleniu drzwi uderzył mnie zapach alkoholu, chipsów i praktycznie wszystkiego oprócz papierosów. Jedyną zasadą w pokoju dziewczyn był zakaz palenia poza balkonem. Nigdy nie poznałem genezy tej zasady, bo nigdy mnie to jakoś szczególnie nie interesowało. Tak po prostu było i już, a ja to zaakceptowałem. Musiałem uprzedzić o tym Kazuhe.
- W pokoju nie można palić - powiedziałem szybko odwracając wzrok i otworzyłem drzwi szerzej.
- Okej - było ostatnim co usłyszałem, zanim wszystko zagłuszyła muzyka. Kazuha zamknął drzwi, a ja ruszyłem w stronę moich znajomych. Mimo że w pokoju poza nimi było bardzo dużo osób, szybko ich dostrzegłem po przywitaniu się od razu zaczęliśmy się razem bawić, czyli w głównej mierze pić. Po nie całej godzinie miałem już w sobie strasznie dużo alkoholu. Bawiłem się na parkiecie i tańczyłem do wszystkiego, co leciało i z każdym, kto stał obok. Na piosence Katy Perry wpadłem na Kazuhe wyglądał na przyzwoicie trzeźwego. Po rozpoznaniu go miałem się wycofać, ale nie zdążyłem, bo chłopak złapał mnie za plecy i nie pozwolił się ruszyć.
- Tobie już chyba starczy - powiedział i zaciągnął mnie z powrotem do moich znajomych.
- Dziękujemy za zaproszenie, było naprawdę świetnie, ale ja i Scaramouche już się zwijamy - powiedział i zaprowadził mnie do wyjścia, a potem również do łazienki w naszym pokoju. Wymiotowałem, a on stał i bezczelnie się patrzył.
- Co się gapisz? - zapytałem
- Chce ci pomóc - odpowiedział tym razem bez żadnej emocji.
- Nie chce twojej pomocy! - krzyknąłem w odpowiedzi
- Na pewno? - zapytał z prześmiewczym uśmiechem na ustach.
- Tak, w życiu nie chciałbym pomocy od kogoś takiego, jak ty - powiedziałem z odrazą
- Proszę bardzo - powiedział i wciąż z tym swoim uśmiechem zostawił mnie samego na zimnej posadzce całego zarzyganego i zapłakanego.

Przebudziłem się z głową opartą o zimne płytki, ale przykryty byłem kocem. Możliwe było, że sam po niego poszedłem, ale wydawało mi się to średniowiarygodne. Tak samo albo jeszcze mniej wiarygodny był pomysł, że to Kazuha mnie przykrył.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 04 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Listy donikąd /// KazuhaXScaramoucheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz