Gdzieś w na obrzeżach Sydney w małym domu jednorodzinnym na pierwszym piętrze w pokoju na końcu korytarza siedział chłopak pogrążony w egipskich ciemnościach.Przetłuszczone włosy ,w kolorze ciemnego blondu, opadały mu niesfornie na oczy przez co zmuszony był odgarniać je co chwila zmęczonym ruchem dłoni. Nie spał właśnie 49 godzinę usiłując uratować tą rundę, ponieważ jego „kolegom" zachciało się spać. Najważniejsza bitwa a Ci idą spać. A niech się pocałują w te swoje zaspane tyłki, sam sobie poradzi. Jednak po półgodzinie jęknął zrezygnowany i opadł na łóżko ledwie utrzymując otwarte powieki. Przegrał! Przegrał kurde. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Jutro ostatni dzień wakacji i do tego przegrał najważniejsze starcie w całym sezonie. Jak on odrobi te straty?! Tego się nie da nadrobić. Załamany schował twarz w dłoniach i przekręcił się na łóżku i ze złością zamknął laptopa. Musi się przespać chociaż godzinę bo inaczej wybuchnie...
mat97: ey stary, przegraliśmy L
Wkurzony chłopak z trudem powstrzymał się żeby nie wywalić tego telefonu przez okno. A niech zginie śmiercią tragiczną zamoczony przez zraszacze na trawniku. O, albo pożarty przez psa tej cholernej Mathias, która co rusz przychodzi na skargę do matki, że niby zakłóca porządek w godzinach nocnych. Tylko jak się tu nie drzeć jak zdarzają się takie sytuacje jak te?!
jednorożec95: no co ty nie powiesz? :\ Jakbyście spieli dupy nie byłoby problemu.
Tak, wiem super nazwa. Ale jednorożce są fajne to co będę się powstrzymywać? I tak nikt nigdy nie pozna mojego prawdziwego imienia!
-Michael, idź do sklepu, śmietana się skończyła!- usłyszałem nawoływanie jedynej kobiety którą kochałem... tak mówię o mojej mamie, jakiś problem?
- Zaraz.- mruknąłem pocierając jednocześnie zmęczoną twarz. Zaraz która to godzina?
Co, 10?! Dopiero była 3... o cholera, Michael musisz więcej spać.
-Michael! - ponownie krzyknęła, a ja zirytowany sturlałem swoje zwłoki z łóżka i ciężkim krokiem zszedłem na dół.
-Micha...!- znowu chciała wrzasnąć ale dzięki Bogu zdążyłem zasłonić jej usta. Ugh, przecież usłyszałem za pierwszym razem, więc czego się drzesz?!
-Daj mi pieniądze to pójdę.- mruknąłem cicho przejeżdżając ręką po włosach, chcąc doprowadzić je chociaż to względnego porządku... no albo żeby chociaż nie sterczały każdy w inną stronę.
-A gdzie masz resztę z ostatnich zakupów?- zapytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Mamo, to było w czerwcu.- westchnąłem zrezygnowany i wyciągnąłem rękę w jej kierunku oczekując aż poda mi pieniądze.
-No właśnie, więc co z nią zrobiłeś?- zapytała kładąc dłonie na biodrach.
-To było ponad dwa miesiące temu, skąd mam wiedzieć?- powiedziałem zirytowany. Tak ciężko jej dać te parę groszy? Pan wymaga pan płaci, a nie wyciąga resztki kasy z mojego i tak już biednego portfela.
-Dobra masz tu, tylko kupujesz i wracasz, tak?- ledwo powstrzymałem się od śmiechu. Po co mam łazić po słońcu, jeszcze się podpale.
-Masz to jak w banku.- wziąłem zwinięty banknot w dłoń i poszedłem do przedpokoju żeby ubrać buty.
-Michaelu Gordonie Cliffordzie... - zaczęła moja rodzicielka rozbawionym głosem patrząc jak sznuruje czarne trampki.
-Hm?- spojrzałem w jej kierunku lekko znudzony. Chciałem już załatwić tą śmietanę i w końcu się wyspać!