Leżałem sobie kulturalnie na brzuszku, słoneczko pięknie grzało ( oczywiście nie na mnie bo zapobiegliwy ja zasłoniłem rolety, ha! ), był sobotni poranek czyli godzina piętnasta trzydzieści, ptaszki śpiewają, woda pluska a moja mama... właśnie dlaczego moja mama sie drze, jakby przejechała szopa odkurzaczem i teraz biedny zwierzak wykrwawia sie na naszych nieskazitelnie białych kafelkach w kuchni? Musze to sprawdzić bo zostanę oskarżony o morderstwo! Zbiegłem po skodach tak szybko że struś pędziwiatr mógłby mi podeszwy trampek czyścić i zdenerwowany wpadłem do kuchni.
- Mamo, co się stało?- zapytałem na wydechu i zobaczyłem kobietę pochyloną nad jakąś bliżej niezidentyfikowaną breją. - I co to jest?- dodałem po chwili, niepewnie zresztą. Lepiej nie irytować mojej mamy kiedy jest w tym stanie.
- Ciasto. A raczej było. - mruknęła zupełnie mnie ignorując i dalej patrzyła w spalone na węgiel ciasto, jakby z nadzieją, że zaraz spadnie ta zwęglona skorupa i wyłoni sie z niej idealne ciasto. Jednak w końcu chyba zdała sobie sprawę że nic z tego bo wzięła blachę i wyrzuciła ciasto do śmieci. - I co ja teraz zrobię?
- Oj daj spokój, po co Ci ciasto, tak właściwie? - zapytałem machając ręką. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Wiecznie narzekają, że są za grube, że muszą schudnąć, a potem na pocieszenie wpieprzają blaszkę ciasta mówiąc "dieta od poniedziałku". I tak dalej.
- Przychodzi dzisiaj pani Anders z synem i chciałam zrobić ciasto. - powiedziała zrozpaczona a ja jęknąłem cicho. Ta wcześniej już wspomniana kobieta, to szefowa mojej matki. Czasem wpadała i jak zwykle w naszym domu panowała nerwowa atmosfera.
"- Michael, poodkurzaj
- Po co, przecież robiłaś to trzy dni temu...
- Natychmiast!"
Albo.
"- Jak ty wyglądasz, ubrałbyś się jakoś porządniej.
- Od kiedy ty masz coś do tego jak sie ubieram?
- Od teraz. W tej chwili sie przebierz, bo wyrzucę te wszystkie dziurawe spodnie"
No i rozumiecie, jak człowiek ma nie dostawać kurwicy kiedy słyszy samo nazwisko tej kobiety, której na dobrą sprawę w ogóle nie zna.
I co jej przeszkadzają moje spodnie z dziurami, no?
Sama mi je kupiła!
- To kup jakieś. Zaoszczędzimy na remoncie kuchni. - mruknąłem i otworzyłem wciąż dymiący piekarnik z którego wydobywał sie, no cóż na pewno niezbyt przyjemny zapach... Znaczy, to na pewno nie pachniało jak ciasto!
- Nie ma mowy. Ta wizyta musi wypaść idealnie, żadnej sztuczności. - pokręciła głową a ja łaskawie pozwoliłem sobie na prychnięcie.
- To czemu, zawsze kiedy przychodzi każesz mi zakładać białą koszule i się uczesać?- na wspomnienie ostatniej czynności wzdrygnąłem się. Ja. Się. Nigdy. Nie. Czesze. Ja tylko palcami rozplątuje kołtuny na głowie a to różnica!
Boże czasem mam ochotę uciec z Twojej głowy i nigdy nie wrócić.
Zamknij sie mózgu, bo sam Cie wyrzucę.
Okej, dawaj.
Ugh, po prostu zamknij paszcze.
Której nie mam...
Boże, dlaczego ja mam taki upierdliwy mózg?
Wiesz, że obrażając mnie obrażasz siebie?
Dobra, wygrałeś.
- Oj bo tak wyglądasz chociaż trochę jak człowiek.- machnęła ręką dalej nie wiedząc co zrobić. Często zastanawiałem się kto z naszej dwójki, jest bardziej dorosły. I dochodziłem do niepokojących wniosków.