*•. Rozdział 4 .•*

8 1 0
                                    

| Freya | •*
„Nasze szczęście, zależy od nas samych"
~Arystoteles

Była ciemna noc. Jedynym oświetleniem dla zwierząt lasu były pojedyncze gwiazdy, ponieważ księżyca nie było widać. Pora nowiu odczuwalna była dla wszystkich wilków grupy z zachodu. Każde z nich miało co prawda więcej energii, ale ich przywódca postanowił przez to ruszyć do ataku. Czemu? Kilka pokoleń temu kiedy mieszkali jeszcze w lesie, pewnego ciepłego dnia wataha zachodu cieszyła się spokojem; dopóki to ogień nie wstąpił i nie zniszczył połowy ich terytorium...
Tamtejszy basior - Yuno ojciec aktualnego - o imieniu Rannulf poprosił wtedy o schronienie inne watahy. Te nie zważając na głodne szczenięta, ani starszych członków watahy, wygnali ich mówiąc, że nie ma dla nich już miejsca w lesie. No i Yuno obiecał zemstę im wszystkim.
Freya leżała teraz na starym pniu brzozy i patrzyła w niebo. Obok niej spała jej całkowicie czarna siostra zwana Nightmare i chrapała w najlepsze.
Nazywali się grupą i naraz watahą ponieważ, niektórzy jej członkowie nie byli rodziną. Owszem było główne pokolenie, ale grupa przyjmowała wszelkie odrzucone, a całkiem sprawne wilki. Do innych zwierząt lub wilków nie chcących do nich dołączyć i dostosować się pod lidera, czy tam basiora - zresztą - pomyślała z roztargnieniem Freya, - jej ojca.
Spojrzała na dużego wilka leżącego nie daleko pod inną brzozą. Pewnie niedługo się obudzi. - pomyślała wilczka ponuro. - Słońce niedługo zajdzie, a oni znowu ruszą. Narazie były to przeszpiegi...
Freya postanowiła, więc jeszcze choć na moment zasnąć.
I to zdecydowanie nie był dobry pomysł.
*•. ~~~ .•*
Freya rzadko miewała sny. Nie miała rozbudowanej wyobraźni. Zresztą trudno było o nią z ojciem, który był totalnym realistą, nie pozwalającym marzyć, uważającym to za nie potrzebne marnotrawstwo czasu.
    Tym razem młoda wilczka usnęła szybko i obudziła się już w krainie snów. Właściwie to miejsce nie przypominało żadnego innego, było zdecydowanie niepowtarzalne i przy tym nieobliczalne.
    Freya lekko zdziwiona ruszyła przez niekończące się łąki pełne szczęścia i pokoju. Dokoła pełno było zwierzyny łownej, kwiatów oraz przyjaznych wilków. Wilczka westchnęła i wyminęła drzewo i trafiła prosto na... zgromadzenie! Nigdy w życiu na takim nie była! Jeśli to... nie. Uznała, ponieważ wilki były zdenerwowane, i takie jakby... widmowe?
- To sen. - powiedziała sobie.
    Ale coś było nie tak. Wilki wyraźnie kłębiły się dookoła czegoś, lub kogoś...
    Freya bezceremonialnie przepchnęła się przez wilkowidma. Jedno z nich prychnęło ale zaraz znikło w powietrzu. - To moja głowa - pomyślała wilczka - zmiataj stąd. 
- A ty to kto? A...! - spytała ale nie dokończyła, gdy ujrzała zwierze które było pośrodku.                 Podobne do wilka ale trochę niższe i o krótszych łapach. Dużą część jego sierści pokrywały jasnokremowe cętki. Uszy miał zupełnie klapnięte, ale na to Freya zwróciła najmniejszą uwagę, gdyż sama miała jedno takie.
   Cętkowany wilk zdawał się jakby nie słyszeć jej słów. Dalej jednak coraz już mniej odważnie warczał ostrzegawczo. Wilczka wiedziała, że sam nie ma najmniejszych szans z watahą.
- Dlatego twoja rola jest kluczowa w misji. - odparł tajemniczy głos za jej plecami.
    Wzdrygnęła się i obróciła gwałtownie. Ujrzała całkowicie białą dorosłą wilczycę o bardzo jasnych, przejrzystych oczach, przenikających wilczkę ja wskroś. Sierść przybyszki lśniła w blasku słońca niczym księżyc.
- Co masz na myśli - spytała Freya niepewnie. - Jaka rola? Jaka misja? Kluczowa?
    Wilczyca roześmiała się całkiem szczerze, ale i naraz uprzejmie.
- Dojdziesz do tego młodziaku. - powiedziała po chwili tajemniczo - Wiedz jednak, że musisz się zgodzić, bez ciebie cętkowany wilk zginie.
- Kim jest cętkowany wilk? Czemu beze mnie miałby nie przeżyć? Do czego dojdę? Na co mam się zgadzać? - zasypała ją pytaniami zrozpaczona Freya.  
     Biała wilczyca znów się roześmiała.
- Na wszystko przyjdzie czas.
                               *•. ~~~~ .•*
     Freya zerwała się ze snu tak gwałtownie, że spadła z pnia brzozy.
- O wstałaś. - powiedział znajomy głos.
Freya podniosła zażenowane spojrzenie na swoją siostrę - Nightmare.
     Czarna wilczka była tylko nieco spokojniejsza od Freyi. Tak naprawdę kiedy jedna z nich wpadała w jakieś tarapaty, druga prędzej czy później przybiegała, by najpierw się pośmiać, a dopiero potem jakkolwiek pomóc. No i były bardzo blisko. Już w dzieciństwie spędzały większość chwil razem, mimo, że miały jeszcze trójkę rodzeństwa z miotu i kolejną trójkę starszego o kilka miesięcy. 
     - No wstałam - odparła Freya - ruszamy już? - zapytała, odruchowo.
Nightmare strzepnęła jakiś paproch z ogona i spojrzała na siostrę.
- Tak, chociaż jeszcze ostatnie śpiochy - jak ty, - niemal powiedziała spojrzeniem -  muszą podnieść się z legowisk, przecież już dawno po Zachodzie!
Freya kiwnęła głową.
- Wiem, wiem. Po prostu ciężko mi zasnąć kiedy jest jasno.
-mhmmm.
Nightmare przewróciła oczami. Freya zaś zwróciła swoje pomarańczowe oczy w stronę basiora.
Był on nieco większym od reszty wilkiem o ciemnoszarej sierści podobnej do Nighty. Oczy Rannulfa miały barwę intensywnej żółci, wprost przenikliwej. Niczym ta wilczyca we śnie... Kiedy spojżał na  Freyę ta zadrżała. Owszem to jej ojciec ale nie był w ojcostwie dobry. Za byle co karał, na najróżniejsze sposoby. Zależało to głównie od jego humoru. Ale mimo wszystko oddałby życie za kogokolwiek z ich grupy.
   Kiedy odwrócił wzrok Freya rozluźniła się nieco. Spojrzał na Westę - Waderę, a ta tylko kiwnęła i skoczyła na wyższy pieniek. Po czym zawyła by zbudzić ostatnie wilki.
- Wiadomość od basiora dla w s z y s t k i c h członków tej Watahy. Ruszamy w tej chwili.
- odrzekła spokojnym głosem i zeskoczyła z pieńka.
Każdy z wilków szybko zaczął się przygotowywać i po krótkiej chwili ruszyli dalej.
*•. ~~~ .•*
Tym razem wędrowali dłużej.
Nie zatrzymali się nawet o wschodzie. Rannulf odparł, że są już na swoim dawnym terenie i po prostu muszą znaleść odpowiedni teren na przygotowanie się do ataku. Według planu mieli najpierw przyjść jak gdyby nigdy nic na najbliższe zgromadzenie. Czyli.. za dwie noce...
Rannwulf zatrzymał się w końcu i obejrzał na grupę.
- Widzę, że wszyscy jesteście zmęczeni, tak więc odpoczniemy tutaj. - powiedział stanowczo. - Macie tylko jedno zadanie nie dać się przez zobaczyć przez nikogo z tych watah...
Freya kiwnęła i poczuła blisko przy sobie siostrę. Spojrzała na nią i wtuliła się w nią.
- Nighty... muszę ci coś powiedzieć... - nie dokończyła gdyż usłyszeli szelest.
Basior watahy gwałtownie skoczył ku krzakom z innym wilkiem należącym do starszego rodzeństwa o imieniu Kane u boku.
Freya spojrzała w tamtym kierunku i usłyszała więcej szelestów, a potem czyjś krzyk i drugi.
Kiedy podbiegły tam z siostrą ujrzały szamocącego się pod łapami Kane'a młodego wilka, mniej więcej w ich wieku.
- Gdzie ojciec? - spytała Nightmare podchodząc szybkim krokiem do starszego brata.
- Pobiegł za tym drugim.
- Tym drugim? - dopytywała Freya.
Młody wilk pod łapami Kane'a nie przestawał się wyrywać.
- Tak, było ich dwóch tyle, że tamten był rudawy. - odparł Kane i lekko rozluźnił uścisk na złapanym. Ten korzystając z okazji wyrwał się i popędził w głąb lasu.
- Nie! Stój! - wykrzyknął starszy brat Freyi i ruszył za nim - Rannulf mnie zabije!
Młoda wilczka chciała ruszyć za nim, ale powstrzymała ją Westa.
- Stójcie! Więcej wilków niech się nie rozbiega. Rannulf i Kane poradzą sobie z tą dwójką napewno doskonale.

Cień watahyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz