Rozdział 4

32 3 3
                                    

Obecnie


            Kręcę kieliszkiem w dłoni, a ból w klatce piersiowej nie ustaje. Tykanie zegara irytowało mnie niemiłosiernie więc go wyłączyłam. Po szybkim zerknięciu w okno, jestem w stanie stwierdzić, że jest już cholernie późno. Zapewne minęło kilka godzin odkąd Will miał wrócić z pracy. Tyle, że ja wciąż czekam, a on nie odbiera moich telefonów. Część mnie jest przerażona jego brakiem, ale ta druga tworzy okropne wizje, w których Will spędza wieczór z kimś innym.

            Trzask zamka sprawia, że podrywam głowę do góry. Czekam dokładnie dwadzieścia siedem sekund, aż drzwi się otworzą. Liczę najrozmaitsze równania matematyczne, które rozwiązywałam jeszcze w liceum, byle tylko zając myśli. Gdy moja wyobraźnia kreuje w głowie obraz wykresu funkcji kwadratowej, drzwi się uchylają.

Pierwszym co rzuca mi się w oczy jest jego koszula. Wymięta i nieco brudna. Zielone tęczówki są rozbiegane, a z marynarki cieknie woda. Prosto na umytą dziś przeze mnie na kolanach podłogę. Will zdaje się tym jednak nie przejmować, ponieważ hardo brnie do przodu. Wyraz jego twarzy jest nieodgadniony.

            Wstaję w miejsca i podchodzę bliżej stołu. Opieram się o niego biodrem. Spojrzenie kieruję na szybę. Piorun przecina niebo i sprawia, że pomieszczenie staje się nieco bardziej oświetlone. Wszystko to trwa tylko kilka sekund. Gdy się odwracam, dostrzegam jak blisko mnie jest Will.

            Jego usta lądują na moich, zanim zdążę zadać jakiekolwiek pytanie. Całuje mnie zachłannie. W taki sposób, jakby próbował zmyć z siebie to wstrętne poczucie winy. Ja zaś rozchylam szerzej wargi i wpuszczam go do swojego ciała i umysłu.

            Gdy unosi dłonie do góry, by odnaleźć zamek sukienki, odpycham go od siebie. Odwracam wzrok od zielonych tęczówek, które zapewne nie są równie ciemne, jak w noc, gdy adorował mnie bez przerwy. Zmuszam samą siebie do powrotu do mojej bezpiecznej przystani, ale dostrzegam otchłań. Jest dużo ciemniejsza i mroczniejsza. Porywa mnie i ciągnie dół, a ja spadam na samo dno. Jego usta lądują ponownie na moich. Spomiędzy warg wydostaje mi się westchnienie. Nie jestem nawet pewna, czy jest ono pełne miłości, smutku, czy bólu. Will nie wydaje się tym przejmować. Zamiast tego rozrywa kremowy materiał mojej krótkiej sukienki, gdy nie udaje mu się odnaleźć zamka. Niecierpliwie podwija fałdy kreacji do góry.

- Will – sama nie wiem nawet, o co proszę.

            Klamra przy pasku uderza. Spodnie od garnituru nieco opadają w dół, a William napiera na moją kobiecość. Nie wiem co robić. Moje ciało pragnie, by znów mnie wielbił, ale umysł wydaje się zdezorientowany. O ile można w ten sposób wyrazić uczucie zdrady wobec jego nieczułego zachowania.

            Wsuwa się we mnie jednym ruchem przez co cała się spinam. Zaciskam mocniej paznokcie na połach czarnej marynarki, a mój mąż zaczyna się poruszać. Z ust wydostaje mi się nagły okrzyk, który zostaje zagłuszony przez jego pocałunki. Odrywam swoje usta od niego, a oczy zachodzą mi łzami. William brutalnie pieprzy mnie na stole. Część mnie powtarza, jak niewłaściwe i okropne jest to, co robimy. Z drugiej strony jednak zaciskam mocniej szczękę i pozwalam mu na wszystko. Staram się sobie wmówić, że on tego potrzebuje, a ja jestem jego jedynym ratunkiem.

            Jego ciało znów się trzęsie. Tak jak za każdym razem, gdy kończy. Zatrzymuje się na moment. Dociska swoje biodra do moich i sprawia, że ponownie jęczę. Nie mówię mu o pieczeniu, które odczuwam. Zamiast tego przygryzam dolną wargę i odchylam głowę do tyłu, by udać, jak spełniona zazwyczaj się przy nim czuję. Potrząsam ramionami, a on wysuwa się ze mnie wyraźnie usatysfakcjonowany.

            Nic nie mówi. Po prostu poprawia spodnie. Zapina pasek i wygładza materiał koszuli, którą wsadza do środka. Przecieram środkiem dłoni spierzchnięte usta i odkrywam, że jest na nich krew. Jej metaliczny posmak dociera do mnie dopiero po kilku minutach. Natychmiast się krzywię.

tolerate itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz