Rozdział 5

20 4 14
                                    

7 lat wcześniej...


            Wnętrze samochodu jest czyste. Nie widzę w nim codziennego bałaganu lub kurzu. Czuję się przez to jak intruz, ponieważ moje buty brudzą dywaniki, a z włosów wciąż cieknie woda. William, bo tak ma na imię przystojny nieznajomy, zaproponował mi doprowadzenie się do ładu w jego posiadłości, ale stanowczo odmówiłam. Chcę wrócić do domu i zapomnieć o tym wieczorze.

            Z głośników wydobywa się przyjemna dla ucha melodia, ale nie znam ani słów ani nawet wykonawcy. Liczyłam, że skupię swoją uwagę na teście utworu i zapomnę o nieznajomym, który siedzi za kierownicą. Tymczasem jego obecność jest aż nazbyt odczuwalna.

- Zamieszasz milczeć całą drogę?

- Zależy – odpowiadam dość obojętnie.

- Niby od czego?

- Od tego, czy piąty raz wybierzesz zakręt, który wydłuży naszą podróż.

- Jesteś spostrzegawcza.

- Przerażona to lepsze określenie.

            Unosi jedną brew do góry. Kąciki jego ust drgają, ale nie uśmiecha się zawadiacko. W zasadzie to wydaje się być zaintrygowany. Staram się ignorować jego spojrzenie, które trwa zaledwie pół sekundy. Wbrew jego luźnemu usposobieniu, Will jest bardzo ostrożny gdy prowadzi.

- Obiecałem ci, że cię nie skrzywdzę, Blake.

- Obiecałeś to mojej mamie. Nie mnie.

- W porządku. Obiecuję ci, że wrócisz bezpiecznie do domu.

            Przewracam oczami rozdrażniona jego słowami. Dla niego to takie łatwe. Powiedzieć jedną obietnicę i oczekiwać, że wszystko będzie w porządku. Rzeczywistość jest o wiele gorsza od wyobrażenia, które sam stworzył. Zmusił mnie do podania hasła do telefonu, rozmawiał z moją matką i nie pozwolił mi odejść samej. Dla niego może cały ten wieczór wydaje się normalny, ale ja jestem śmiertelnie przerażona. Jasne, miewałam głupie pomysły, jak na przykład włamanie się w środku nocy na prywatną posesję, ale nigdy sama z siebie nie wsiadłam do auta z nieznajomym. Aż do teraz. Chociaż trafniej pasuje tu stwierdzenie, że zostałam do tego zmuszona.

            Mężczyzna w końcu dobrze skręca, a ja wypuszczam drżący oddech. Ulga jednak nie nadchodzi. Wiem, że będę szczęśliwa dopiero, gdy wyjdę z tego pieprzonego samochodu i zapomnę o istnieniu Williama...

            Pulsowanie mojej żyły staje się jeszcze gorsze, gdy odkrywam, że nie wiem nawet, jak ma na nazwisko. Cała ta sytuacja jest żartem. Nie mówiąc już o tym, że zastosował blokadę na wszystkie drzwi przez co nie jestem nawet w stanie stąd uciec. Czuję jakbym żyła w stale nawiedzającym mnie koszmarze, a najgorsze jest to, że mogę nawet z niego uciec. To rzeczywistość, a nie senna mara.

- Więc... o co pokłóciliście się z chłopakiem?

- James nie jest moim chłopakiem. Przyjaźnimy się.

            Szybkie zerknięcie w moją stronę wprawia mnie w zakłopotanie. Żadne z nas się nie odzywa. Zupełnie jakbyśmy obydwoje analizowali wypowiedziane przeze mnie chwilę temu słowa.

- Przyjaciele nie patrzą na siebie w taki sposób – odpowiada bardzo ostrożnie. Prycham na jego słowa.

- Nic nie wiesz o przyjaźni.

- Przeciwnie. Przyjaźnię się z wieloma pięknymi kobietami, a jednak na żadną z nich nigdy nie spojrzałem, tak jak na ciebie.

            Wstrzymuję oddech. Krew w moich żyłach wydaje się wrzeć. Czekam na to, aż nieznajomy się poprawi i powie, że chodziło mu o spojrzenie Jamesa. On jednak milczy. Auto zatrzymuje się przy moim domu, a ja natychmiast dostrzegam zapalone światło w kuchni oraz ruch firanki. Niepokoi mnie, co pomyśli sobie matka, gdy zobaczy, że zostałam odwieziona chevroletem.

tolerate itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz