Rozdział 9

32 3 0
                                    

7 lat wcześniej...

            Niektóre spotkania zostały zapisane w gwiazdach. Lubię tak myśleć o wszystkim, co dzieje się wokół. Są na świecie miejsca oraz ludzie, którzy kiedyś będą pełnić istotną rolę w życiu człowieka. Często jednak czas jest nieodpowiedni. Codziennie każdy może mijać miłość swojego życia i nawet o tym nie wiedzieć. Szybkie spojrzenie na nieznajomego w autobusie, szturchnięcie ramieniem w bibliotece, czyjś irytujący śmiech w klubie. To wszystko nie ma znaczenia bo wszechświat zapisał w gwiazdach spotkanie tych osób kiedy indziej. Gdy jednak ten moment nadchodzi, wszystko się zmienia. Czas wydaje się zatrzymywać. Nagle człowiek czuje, jak szybko bije mu serce. Oddech przyspiesza, twarz staje się czerwieńsza, emocje są intensywniejsze. Gwiazdy zaś jaśnieją. Bo oto nadszedł moment, w którym rzeczywistość ulega zmianie.

            Spotkanie moje i Willa było przypadkowe. Po kilku rozmowach z nim odkryłam, że często zostawał w wakacje u babci, która przepisała mu przepiękną posiadłość. Mogliśmy więc widzieć się każdego lata. To on mógł być chłopakiem przypadkowo popchniętym przeze mnie w sklepie. On mógł śmiać się za głośno w parku lub zerknąć na mnie pobieżnie, gdy przyjeżdżałam rowerem po Greenwich. Mijaliśmy się jak nieznajomi, by po tylu latach wreszcie poznać się przypadkowo jednego wieczoru.

            Co ciekawe, Willa miało wtedy nawet nie być w domu. Coś podpowiadało mu, by wsiadł w samochód i tu przyjechał więc to zrobił. Tyle, że to nie miało się wydarzyć. Zastanawia mnie, kiedy spotkalibyśmy się naprawdę. Mam wrażenie, że nasz los został przypieczętowany w gwiazdach i mieliśmy się poznać. Jeśli nie wtedy to na pewno innej nocy.

            Poprawiam materiał jasnoróżowej sukienki z dekoltem. Lubię ją przez bufiaste rękawy oraz długi dół pełny tiulu pod spodem. Na nogi wsunęłam baletki, co niesamowicie drażni mamę. Blond kosmyki opadają jej na oczy, gdy ze skupieniem układa wszystko na niewielkim stole. Nie pamiętam, by kiedykolwiek była tak zdenerwowana.

- Powiedz ojcu, żeby wyciągnął najlepsze kieliszki – instruuje mnie.

- Will nie pije – odpowiadam przecierając sztućce zielonym ręcznikiem kuchennym. – będzie samochodem.

- I tak powiedz, żeby je wyjął.

            Zerkam podejrzliwie na matkę, ale w końcu przystaję na jej prośbę. Przechodzę do salonu, gdzie tata wciąż przegląda papiery. Po jego oczach dostrzegam, jak bardzo jest zmęczony. Podwinął rękawy białej koszuli pomimo rozkazu mamy, której zależało, by jej nie pogniótł. Spomiędzy jego warg wydostaje się głośne westchnienie. Spoglądam na niego w nadziei, że podniesie na mnie wzrok. On jednak skupia się tylko i wyłącznie na pracy. Jak zawsze zresztą.

- Mama prosi, żebyś wyciągnął kieliszki – mówię wciąż licząc, że na  mnie spojrzy. Po raz kolejny spotykam się z gorzkim rozczarowaniem. – tato?

- Weź te z kuchni.

- Mama woli chyba te z samej góry kredensu.

- To weź krzesło i je rozłóż. Ja jestem teraz zajęty, Blake.

            Otwieram usta z zamiarem zwrócenia mu uwagi, że powinien nam pomóc, ale odpuszczam. Wiem, że nic tym nie wskóram poza kolejnym konfliktem. Cofam się więc do stołu, z którego zabieram jedno krzesło. Mama w tym czasie sprawdza coś w kuchni. Stawiam krzesło tuż przy kredensie. Niepewnie na nie staję, by móc dosięgnąć góry. Niestety wysokość okazuje się zbyt duża. Desperacko próbuję zgarnąć chociaż jeden kieliszek, ale on zaczyna się chwiać, gdy muskam go palcami. Tragedia następuje kilka sekund później, kiedy uderza o drewnianą podłogę, krusząc się na masę części.

tolerate itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz