Dla tych, którzy przy mnie zostali. Dziękuję.
***
Obecnie
Droga do domu wydaje się trwać wieczność. Przemierzając dobrze znaną mi trasę wielokrotnie rozważam, czy nie zatrzymać się na najbliższej stacji i nigdy nie wracać do Greenwich. Wiem, że to nierozsądne i egoistyczne, ale część mnie nie umie sobie poradzić z zachowaniem matki. Dobija mnie również świadomość, że przez te kilka dni może się wydarzyć cholernie dużo.
Gdy zatrzymuję się pod tym samym domem z czerwonej cegły wygląda on nieco inaczej niż wieczorem. Zasłony zostały zmienione, a okna na dole są otwarte przez co mam pewność, że w środku zapewne nie czuć już tego specyficznego zapachu.
Pokonuję schody i ciągnę za klamkę. Drzwi ustępują więc wchodzę do środka. Tym razem czuję się bardziej sobą, ponieważ na ostatnim postoju najbliżej domu zdążyłam się przebrać. Nie mogę się jednak doczekać aż wskoczę pod prysznic.
To zaskakujące, ale wciąż doskonale wiem, która deska w podłodze skrzypi najmocniej. Staram się przerzucić ciężar ciała na palce, by stukot szpilek nie obudził mamy. Domyślam się, że wczoraj piła tak długo, aż zwyczajnie zasnęła na kanapie. Wiem też, że nie byłaby w stanie tak dobrze posprzątać domu. Oznacza to więc, że Jane przyjechała kilka godzin temu i wszystkim się zajęła.
Przystaję w wejściu do kuchni. Jane stoi przy starym ekspresie do kawy. W dłoniach trzyma wyszczerbiony tuż przy uchu kubek. Nasze spojrzenia od razu się krzyżują. Jej brązowe tęczówki są nieco jaśniejsze od moich przez co jest bardziej podobna do ojca. Nigdy nie zwracałam na ten fakt szczególnej uwagi, ale odkąd zmarł powoli dociera do mnie, jak wiele się zmieniło.
Jane wsuwa niesforny brązowy kosmyk za ucho. Dopiero teraz orientuję się, że zmieniła fryzurę. Włosy sięgają jej do ramion i naturalnie się kręcą. Od bardzo dawna nie widziałam jej takiej. W naturalnym kolorze. Bez makijażu.
Okłada kubek na blat i podwija rękawy. W odróżnieniu ode mnie postawiła na wygodę. Założyła szare jeansy, buty marki Nike oraz bawełnianą czarną koszulę. W uszach ma srebrne kolczyki koła, które podarowałam jej na zeszłoroczną gwiazdkę. Idealnie pasują do pierścionka zaręczynowego.
- Dobrze cię widzieć – posyła mi delikatny uśmiech. – gdzie byłaś?
- W Dover.
- Zebrało ci się na wspomnienia? – kręcę głową w odpowiedzi.
- Musiałam stąd uciec. Wczoraj pokłóciłam się z mamą.
- Nie rób tego więcej. Nie potrzebujemy kolejnego pogrzebu.
- Jest dorosła – odpowiadam natychmiast chcąc nieco się wybronić.
- Ty też. Przecierp te kilka dni i później wróć do swojego normalnego życia. Ja zamierzam tak zrobić.
Kiwam głową i w kilku krokach pokonuję dzielącą nas odległość. Wyciągam z szafki czerwony kubek i biorę w rękę dzbanek z gotową kawą. Zalewam około trzy czwarte naczynia po czym sięgam po mleko. Rezygnuję jednak z cukru, ponieważ nigdzie go nie widzę i jestem pewna, że nie znajdę go w kuchni. W zasadzie to jestem w szoku, że Jane udało się zrobić kawę.
- Dawno przyjechałaś?
- Trzy godziny temu. Nieco ogarnęłam ten syf.
- Widzę. Dom wygląda o wiele lepiej niż wczoraj.
Drzwi frontowe skrzypią, a oznacza to mniej więcej tyle, że ktoś wszedł do środka. Jane stawia kubek na blacie i wbija spojrzenie w wejście do kuchni. Po paru sekundach dostrzegam Kaia, który skupia się tylko i wyłącznie na swojej pięknej narzeczonej.
CZYTASZ
tolerate it
Romansa,,Czasami doceniam to jak mnie niszczy. '' Lato, 2010, Wielka Brytania. To tutaj rozpoczyna się gorący romans Blake Reilly i Williama Torrance'a. Choć z początku, para nie potrafiła przetrwać wieczoru w swoim towarzystwie, w nienawiści odnaleźl...