Rozdział 2

31 2 0
                                    

Jechaliśmy polną ścieżką, kiedy z głośnika leciało "Outside" od Calvina Harrisa. Wszystko wydawało się być idealne. Świetna muzyka, odpowiedni ludzie, ale w środku serca czułam, że niepokój, który coraz bardziej się pogłębiał.
– Hej, nie sądzicie, że może lepiej się cofnąć? - spytałam gdy byliśmy już przed wejściem do lasu.
– Przestań Crystal, ta legenda nie jest prawdziwa. Nie ma się co bać. Wjeżdżamy! - odpowiedział Michael.                                                                                                                                                        Gdy przyglądałam się każdemu z nich wyglądali jakby naprawdę chcieli się rozerwać i zapomnieć o problemach. W chwili gdy nie usłyszeli ode mnie sprzeciwu ruszyli przodem w ciemny las. Miałam bardzo złe przeczucia, ale opuściły mnie jednak od razu gdy usłyszałam melodię " MAMACITA" od Chase Atlantic. Moja ulubiona piosenka i moi ulubieni ludzie. Czego chcieć więcej? 

Przez przynajmniej pół godziny jeździliśmy wydeptanymi ścieżkami przez innych ludzi, albo innych istot. W końcu jednak padł nowy pomysł, który wymyślił nasz najodważniejszy członek grupy - Michael. Dosłownie od kiedy znam tego chłopaka nigdy nie widziałam żeby czegokolwiek się bał (no może oprócz lekcji historii). Wszyscy byli zachwyceni tym aby poszukać domu cyrkowca tylko oczywiście nie ja. Czasami czułam się jakbym psuła im całą zabawę. Niestety mam fobię przed śmiercią, wysokością i bólem. I oczywiście mój kochany overthinking, dlatego gdy dzieją się jakieś dziwne rzeczy, od razu w głowie pojawiają mi się najczarniejsze scenariusze. Często też nie mogę przez to zasnąć. Na prawdę nie uśmiechało mi się wchodzenie jeszcze głębiej do lasu, ponieważ nie znaliśmy drogi powrotnej na jezdnie, a gdyby coś się stało nikt by nam nie pomógł, nawet by nie usłyszał naszych krzyków. Ale gdy tylko zobaczyłam podekscytowane twarze znajomych pomyślałam "walić to, to tylko stary, opuszczony dom, chcę się raz zabawić i później nie żałować."

Jak się później okazało, nie żałowałam tej decyzji, a ona zaważyła nad nową obsesją.

Jechaliśmy wykrzykując tekst jakiejś radiowej przeróbki piosenki Ariany Grande wzdłuż szerokiej piaszczystej drogi. Już w po przejechaniu połowy doskonale wiedziałam gdzie prowadzi. Po 5 minutach mogliśmy już zauważyć duży dwupiętrowy dom z oknem na samym środku górnego piętra. Gdyby odnowiono dom, na pewno nie nazywano go domem, a raczej rezydencją. Z jego przodu widać było wielki taras, a od razu przy schodach zwiędnięte róże. Odstawiliśmy rowery, i weszliśmy na stare deski, które zaczęły niemiłosiernie skrzypieć.

- Nie powinno nas tu być, zakłócamy spokój martwej duszy - powiedziała nagle Isa. Ku mojemu zdziwieniu widziałam na jej twarzy strach. Nigdy nie widziałam aby dziewczyna była tak przerażona. Chociaż w głębi serca zgadzałam się z nią i tak otworzyłam główne drzwi.

- To prawda, czytałem gdzieś o tym, ale przecież nie przychodzimy ze złymi zamiarami, chcemy zobaczyć tylko jak wyglądał dom tego obłąkańca- odchrząknął Michael po chwili głębokiej ciszy pomiędzy nami. Nigdy nie odważyłabym się nazwać tak tego człowieka i to jeszcze w jego domu. Wiedziałam już, że to może przynieść konsekwencje o których nawet nam się nie śniło. Gdy przechadzaliśmy się dużym ciemnym korytarzem rezydencji można było wyczuć napięcie panujące nad nami. A może nawet je wymacać. Oczywiście u nas nic nie mogło być normalne więc nasz geniusz wymyślił aby się rozdzielić bo tak będzie szybciej. Nikt się sie chciał na to zgodzić, ale po przemyśleniu niektórych kwestii i tak to zrobiliśmy. I to właśnie był nasz najgłupszy pomysł ever. Gdy byłam sama u góry, a reszta na dole, zwiedzałam stare, zakurzone pokoje. Byłam w jakiejś nostalgii. Wszystko wyglądało jakbym już to gdzieś widziała, ale pewnie tylko miałam jakieś urojenia. Nie słyszałam nawoływania przyjaciół, aż w końcu z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Betty. Zbiegłam szybko na dół, pomijając szczegół, że schody były tak stare, że w każdej chwili deska podtrzymująca je mogła się załamać. W chyba salonie (tak przypuszczałam) zauważyłam dziewczynę wijącą się po podłodze. Nikt nie wiedział o co chodzi. Isa i Michael tylko patrzyli jak zielonooka cierpi. Jak oni tak mogli!?

 - Dlaczego jej nie pomagacie!? - wydarłam się na nich, a oni jak by byli w trasie dopiero się otrząsnęli. Szybko pomogliśmy pomóc jej wstać i wybiegliśmy z tego przeklętego domu. Wsiedliśmy na rowery i nawet nie oglądając się za siebie wyjechaliśmy z lasu. Gdy już byliśmy po za terenem lasu, bezpieczni (przynajmniej tak nam się zdawało) wszyscy rozjechali się w swoje strony. Nawet nie żegnając się jak mamy to w zwyczaju. Po prostu wszyscy byli tak ztraumatyzowani, że nie było na to czasu. Każdy musiał sam to sobie poukładać w głowie. A najlepsze na koniec. Co tak na prawde zobaczyła Betty?

Secrets of the cursed houseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz