9. Riddikulus.

89 19 121
                                    

Andrew nie spał dobrze tej nocy.

Na początku nie mógł się odpowiednio ułożyć na cienkiej warstwie siana, a gdy już to zrobił to gryzący, ostry zapach wysuszonych traw sprawiał, że miał ochotę kichać za każdym razem, gdy tylko wciągnął powietrze. W dodatku deski stanowiące ściany stodoły zostały przybite bez należytej uważności i każdy mocniejszy podmuch wiatru przedzierał się przez wąskie szpary, sprawiając, że drżał z chłodu przenikającego przez jego skórę aż do kości. Jedynym plusem tego wieczoru okazała się cisza, która na nowo zapanowała między nim a Złodziejką, choć złapał się na tym, że próbując zasnąć zerkał na jej plecy, aby sprawdzić, czy i ona nie drży z zima.

Nawet jeśli tak było, to nie dała tego po sobie poznać. Leżała zwinięta w kłębek na zagarniętym w jeden z kątów sianie, bardziej przypominając śpiącego kota, niż człowieka, a unoszący się wysoko na niebie księżyc co jakiś czas rozświetlał jedno z pasm jej miedzianych włosów,  przedzierając się razem z nocnym wichrem do wnętrza stodoły.

Wpatrywał się w owe złociste refleksy tak długo, aż nie zyskał pewności, że dziewczyna zasnęła, po czym wstał i ściągnął z siebie płaszcz. Niemal od razu poczuł przejmujący ziąb, który osiadł na jego skórze, ale powstrzymał się przed ponownym wsunięciem rąk w długie rękawy. Zamiast tego podszedł do Reilynn, uważając, by nie szurać zbyt głośno o rozrzucone na ziemi siano i ostrożnie okrył jej ciało wciąż ciepłym materiałem, pilnując by kołnierz nie przysłonił jej twarzy, która spięła się na krótką chwilę, gdy przez sen poczuła opadający na nią ciężar. 

Wstrzymując oddech obserwował każde drgnięcie na drobnej twarzyczce, gotowy udać, że ściągnął płaszcz, bo po obiedzie zrobiło mu się po prostu zbyt gorąco i przypadkiem rzucił go właśnie w tym miejscu, ale na szczęście dziewczyna się nie obudziła. Za to jej twarz rozpogodziła się, a kąciki ust drgnęły delikatnie, gdy śpiąc złapała za poły płaszcza i owinęła się nim szczelnie, podciągając go delikatnie pod zadarty nosek, który zmarszczył się, gdy tylko zaczerpnęła kolejnego oddechu.

Wpatrywał się w nią, ponownie zaskoczony tym, jak delikatnie wydawała się wyglądać w tych rzadkich momentach, w których nie była świadoma swojego własnego zachowania i tym razem nie zganił się za to, że stał przy niej odrobinę dłużej niż powinien, a gdy wrócił na swoje miejsce ułożył się tak, by widzieć owe mignięcie światła, prześlizgujące się po rudych puklach.

W końcu musiał pilnować, by nie uciekła, nawet jeśli wiedział, że prędzej czy później wróci, by go odnaleźć.

Przed snem wsunął jeszcze dłoń do kieszeni spodni, by upewnić się, że zmieniacz czasu wciąż tkwił bezpiecznie na swoim miejscu, po czym zamknął oczy i spróbował zasnąć, wyobrażając sobie, że leży w swoim własnym łóżku, przykryty ciepłą, świeżo powleczoną pościelą, która jeszcze nie zdążyła przesiąknąć zapachem jego wody kolońskiej i obcych perfum. Im głębiej zapadł w sen, tym bardziej przenosił się do swojej sypialni.

Niemal słyszał cichy szelest miękkiej bawełny, który zaburzał jego sen. Czuł jak ociera się o jego twarz, nieprzyjemnie zimna, ale po chwili uśmiechnął się, bo wydało mu się, że to nie skrawek pościeli, a czyjeś dłonie błądzą po jego szyi. Gładkie, chłodne, czekające na to, aż złapie je i przyciągnie do ust. Śniąc uniósł ręce, próbując pochwycić owe palce sunące tak delikatnie po jego skórze, ale gdy tylko wydało mu się, że już je ma, umknęły mu i zaczęły kierować się w dół, hacząc długimi paznokciami o jego pierś.

Uchylił oczy, ciekawy kim była owa dziewczyna stworzona przez jego wyobraźnię, ale jedynym co dostrzegł w ciemnościach był złocisty błysk, skręcającego się pukla włosów, zanim jego powieki znów opadły, a dłonie jego sennej mary cofnęły się, by móc wsunąć się pod jego sweter i dotknąć jego rozgrzanej skóry.

Time thief [Andrew Larson x OC] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz