16. Incantato.

46 10 79
                                    

W Szpitalu Świętego Munga Andrew spędził dziesięć dni.

Kilka pierwszych zlewało się w jego pamięci. Rozróżniał podczas nich jedynie kilka momentów, podczas których przy jego łóżku pojawiała się Natsai. Czasem towarzyszył jej Harfang, raz pojawił się Owen, aby dowiedzieć się o stanie jego zdrowia, a raz przez drzwi zajrzała do niego Aurora Fawley, stawiając na niewielkiej komodzie mdły, pastelowy bukiet kwiatów.

Najlepiej pamiętał dręczący go kaszel, który później jeden z magomedyków nazwał mugolskim zapaleniem płuc, dziwiąc się, że czarodziej zapadł na taką chorobę.

Na szczęście magia zdziałała swoje, choć mogła to być również czysta pościel czy wygodne łóżko i już po pięciu dniach czuł się na tyle dobrze, by samodzielnie pochłonąć pierwszą zaserwowanej mu przez domową skrzatkę zupy. Z trudem powstrzymał się, aby nie złapać za porcelanowy talerz i nie wychylić całej jego zawartości, ale przechodzący co jakiś czas korytarzem pracownicy szpitala skutecznie pomogli mu opanować te pierwotne instynkty.

Nawet nie wiedział, jak wdzięczny sobie będzie za zachowanie tej odrobiny kultury, kiedy w drzwiach od jego sali pojawił się Amit z dużą, skórzaną torbą przewieszoną przez ramię.

- Emillie wspominała mi o tym, że odzyskałeś apetyt — rzucił z uśmiechem. - Oraz o tym, że zaczynasz marudzić, więc najwyraźniej potrzebujesz odrobiny towarzystwa.

- Czy mi się tylko wydaje, czy w tym świecie istnieje coś takiego jak tajemnica lekarska? - odpowiedział pytaniem, choć odwzajemnił uśmiech przyjaciela.

- Najwyraźniej obowiązuje tak długo, póki nie nękasz mojej żony żądaniami wypisu — skwitował Amit wchodząc do sali. - Dobrze cię widzieć. Słyszałem od Natsai, że tym razem to komuś udało się ciebie pokiereszować, ale nie chciała zdradzić żadnych szczegółów.

Zanim podszedł do stojącego przy łóżku krzesła zatrzymał się jeszcze na chwilę przy wieszaku, by odwiesić swój płaszcz i zdjąć z szyi chustę w zaskakująco krzykliwym, żółtym kolorze. Andrew zawsze zadziwiało zamiłowanie Emillie do tego koloru, a to, że przemycała go w ubraniach męża zakrawało mu na zbrodnię, ale przyjaciel był wyraźnie odmiennego zdania z dumą nosząc każdy krzykliwy element garderoby, jeśli tylko był podarowany przez jego żonę.

- Zaczynam podejrzewać, że gdyby mogła, udzieliłaby wywiadu Prorokowi tylko po to, aby utrzeć mi nosa — mruknął, obiecując sobie w duchu, że przy najbliższej okazji powie Onai co myśli o jej stanowczo zbyt długim ozorze. - Ale nie rozmawiajmy o tym, opowiedz mi lepiej jak sprawy mają się w Ministerstwie.

Amit westchnął głośno, siadając przy jego łóżku. Dopiero gdy uśmiech zniknął z jego twarzy Andrew mógł zauważyć, że oczy przyjaciela są wyraźnie podkrążone. Włamanie do Departamentu Tajemnic najwyraźniej odcisnęło swoje piętno nie tylko na biurze aurorskim.

- Wiesz, że nie mogę niczego konkretnego powiedzieć — przypomniał mu ze stoickim spokojem w głosie. - Zresztą nie przyszedłem tu, abyś wypytywał mnie o pracę.

- Nie, przyszedłeś tu, abym dał spokój Millie.

- Przyszedłem tu, bo Natsai stwierdziła, że przyda ci się towarzystwo — poprawił go, choć na krótką chwilę kąciki jego ust powędrowały w górę na myśl o żonie. - Oraz coś, co sprawi, że „znów zaczniesz myśleć" - dodał sięgając do swojej torby, z której wyciągnął przenośną szachownicę.

Nie przejmując się jego wykrętami rozłożył ją na łóżku i zaczął ustawiać figury, czarne jak zwykle zostawiając sobie. I choć szachy był ostatnią rzeczą, o jakiej w tej chwili Andrew chciał myśleć, tak stopniowo jego umysł zaczynał się wyciszać i po godzinie przestał czuć potrzebę, aby między słowami wpleść jakieś pytanie, dzięki któremu mógłby wyciągnąć choć strzęp informacji od pochłoniętego grą Amita.

Time thief [Andrew Larson x OC] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz