Złote Pola nie były zbyt rozległe. Aby dotrzeć z jednego krańca wyspy na drugi, wystarczyło raptem kilka godzin spokojnego marszu. Dosiadając wierzchowca, można było ten czas skrócić o połowę. Rawena i Rose miały to szczęście, że posiadały wóz oraz dwa rosłe, silne rumaki. W połączeniu z wyjątkowo dobrze utrzymanymi drogami potrzebowały najwyżej dwóch godzin na pokonanie dystansu pomiędzy ich domem a tutejszym portem.
Rose wierciła się w miejscu. Podróżowały w milczeniu, każda pogrążona we własnych myślach. Podczas gdy młodsza przeżywała śmierć ukochanego psa, konieczność nagłej wyprowadzki oraz analizowała ostatnie wydarzenia, umysł starszej kobiety nieustannie podsyłał jej wspomnienia sprzed wielu lat. A w szczególności obraz mężczyzny, którego uśmiech przyprawiał ją niegdyś o szybsze bicie serca, a spokojny głos potrafił ukoić nawet najbardziej zszargane nerwy.
Pewnie już dawno się ustatkował — pomyślała i westchnęła ciężko. Na samą myśl poczuła, jak ściska ją w żołądku. Wiedziała, że nie miała prawa czuć teraz żalu. Ktoś taki, jak Orttus zasługiwał na szczęście u boku pięknej i mądrej kobiety. Może wybrał którąś ze stada? Tak byłoby najrozsądniej — zgodziła się sama ze sobą.
Jedynie stukot podkutych kopyt, odbijających się od wyłożonej kamiennymi płytami ścieżki, turkot drewnianych kół i ciche westchnienia obu kobiet, przerywały ciszę, jaka towarzyszyła im, odkąd opuściły swój dotychczasowy dom. Rawena siedziała prosto, a wzrok skupiony na drodze nie pozwalał jej podziwiać monotonnych krajobrazów, na który w zdecydowanej większości składały się rozciągnięte po horyzont pola uprawne lub ogromne zagrody.
Prócz typowych zwierząt gospodarskich takich jak: kury, krowy, konie czy świnie, wprawne oko mogłoby dostrzec bladoniebieskie lamy, zwane przez miejscowych "bandażnikami." Ponieważ ich wełna posiadała niewielkie lecznicze właściwości i stanowiła znakomity materiał na opatrunki. Gdzieniegdzie zamajaczył szpaler wysokich krzewów, za którym znajdowały się charakterystyczne żółte lub pomarańczowe jednopiętrowe domy, ukryte przed wścibskim, często zbyt bystrym wzrokiem sąsiadów.
Chociaż miejscowi nie stronili od rozrywek takich jak festyny czy wieczory taneczne organizowane przez lokalną karczmę, dbali o swoją prywatność. Dlatego ich budynki mieszkalne rozrzucone były po całej wyspie. Nie lubili osiedlać się zbyt blisko siebie i nie tworzyli skupisk. Wyjątkiem była okolica portowa. Wzdłuż prostokątnego placu, tuż nad brzegiem morza mieściło się kilka najważniejszych budynków, takich jak: gospoda, oddział banku, niewielkie targowisko złożone z kilku stoisk, zaopatrujących lokalnych gospodarzy w najpotrzebniejsze artykuły czy zarośniętą pajęczyną budka, niegdyś służąca za siedzibę felczera. Niestety znachor, pamiętający jeszcze czasy leczenia najrozmaitszych przypadłości okładem z żabich oczu i mielonymi szyszkami, nie wytrzymał konkurencji w postaci doświadczonej wiedzą i życiem alchemiczki.
Wiatr połaskotał twarze podróżujących kobiet, niosąc ze sobą aromat skoszonej trawy i kwaskowy zapach papranu. Ziela, które sadzono razem ze zbożem, aby odstraszało szkodniki. Kłosy złocące okoliczne pagórki zatańczyły, kołysane subtelnym tchnieniem żywiołu. Specjalnie opracowana odmiana pszenicy i jęczmienia pokrywała ogromne połacie terenu. Mieszkańcy uprawiali zboże przez trzy z czterech pór roku i jedynie zimą pozwalali odpocząć zmęczonej ziemi.
Magiczna bariera, którą przed laty wzniosło nad Złotymi Polami kolegium magów, zapewniała wyspie odpowiednią temperaturę, a stosowane przez tubylców eliksiry witaminowe, zapobiegały wyjałowieniu ziemi. Wyspa stanowiła najważniejsze źródło pożywienia dla całego kontynentu. Dlatego zamieszkiwali ją głównie farmerzy i hodowcy zwierząt, których martwiono problemami reszty świata tylko wtedy, gdy było to naprawdę konieczne.
CZYTASZ
Księżycowa Aria - Uwertura Gwiazd
Fantasia[Tom I Dylogii Księżycowej Arii] Bard jest dla wilków prawdziwym skarbem. Nie dość, że obecność osobnika, którego "błogosławi księżyc" zwiększa morale i prestiż, to w dodatku obdarowany mocą pieśni wilkołak potrafi przechylić wynik zażartej bitwy na...