II

531 31 6
                                    


seein' you tonight, it's a bad idea right...?

ָ֢


Może wszystko działo się trochę za szybko. Minął dopiero tydzień, odkąd zdobyłam numer chłopaka i zaczęliśmy pisać, a on zaprosił mnie na randkę. Może nie dokładnie randkę, ale jak to określił „miłe spotkanie.”.

Jak się okazało podczas naszej rozmowy jest popularnym artysta. Może dlatego kojarzyłam jego twarz mimo tego, że nie siedziałam w branży muzycznej.

Stresowałam się samym wyjściem z nim. Może to i głupie, ale prawdziwe. Chłopak tak naprawdę może mieć każdą, a jednak padło na mnie. Nie, żebym się nie cieszyła, bo cieszę się, i to bardzo, jednakże część mnie obawia się tego. Dosyć duża część. Po prostu, odkąd zamieszkałam w Holandii nie miałam okazji randkować z nikim, a tym bardziej kimś popularniejszym.

Stałam kilkanaście przed szafką z ubraniami, myśląc, jak się ubrać. Nie chciałam wyjść w czymś co nie będzie pasowało do tego, co zaplanował. Mimo tego, że nic mi nie napisał o tym domyśliłam się. Kobieca intuicja. Padło na sportowy, ale jednocześnie elegancki outfit. Poprawiłam swoje ciemne włosy i dostałam tylko krótką wiadomość, że zaraz będzie wychodził. Odpisałam mu tym samym i schowałam telefon. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy ostatni raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam, nie wiedząc, że wrócę jako inna osoba.

Powoli kroczyłam Amsterdamem, który o tej porze roku był na prawdę wyjątkowo piękny. Mimo tego, że mieszkałam tu trochę ponad półtora roku każda chwila tutaj spędzona była wyjątkowa. Pokochałam to miasto za jego wyjątkowość.

W oddali rozpoznałam chłopaka, który już czekał na mnie we wcześniej umówionym miejscu. Znowu wyglądał na zmieszanego ludźmi, którzy mimo wszystko po prostu go omijali. Było dopiero koło 18, więc tak naprawdę miejskie życie dopiero się zaczynało. Blondyn uśmiechnął się do mnie, kiedy namierzył mnie swoim wzrokiem i podszedł kawałek, poprawiając swój plecak.

Muszę przyznać, że wyglądał na prawdę dobrze.
Może nawet za dobrze.

– No cześć Sara. – Uśmiechnął się przyjaźnie, wyjmując ze swoich uszu słuchawki, a jednym ramieniem, otaczając moje ciało. Od razu poczułam te same perfumy, które miał na sobie w kawiarni i zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu.

– Hej Joost. – Spojrzałam w jego oczy. Z jego opowieści wyobraziłam je sobie trochę inaczej. Trochę bardziej mroczne. A było wręcz przeciwnie. – Więc co zaplanowałeś?

– Coś, co może ci się spodobać. Ba! Na pewno ci się spodoba. Wspominałaś o tym. – Znowu poprawił swój plecak, a ja tylko zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć o co mu chodzi. Zaśmiał się tylko z mojej miny i pociągnął gdzieś za sobą.

Szliśmy powoli ulicami Amsterdamu, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Blondyn opowiedział mi o swojej przeszłości i o tym, jak stracił rodziców, gdy był młodszy. Rozumiałam go bardzo dobrze, bo w podobnym wieku do jego straciłam swoją babcię, która była dla mnie wręcz, jak mama.

Po około godzinie spaceru i miłej zabawy dotarliśmy do jednej z mniej uczęszczanych plaż przy jeziorze Makermeer. Mimo że tak naprawdę nie było ono daleko nie miałam zbytnio szansy przynajmniej raz być nad nim. Przez cały ten czas uśmiechałam się. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz byłam taka szczęśliwa.

Raper wyciągnął ze swojego plecaka koc, którzy wcześniej przygotował, dwa kieliszki do wina, jak i wcześniej wymieniony trunek. Rozłożył wszystko, po czym podał mi dłoń, abym usiadła obok niego. Otaczał nas delikatny szum fal oraz zachód słońca.

– Chcesz mnie upić i zamordować? – Zaśmiałam się wskazując na ciemnoczerwoną butelkę leżąca między nami. Chłopak tylko pokręciło błagalnie głową.

– Tak i wrzucę twoje zwłoki do wody, żeby nikt ich nie znalazł. – Obydwoje wybuchliśmy śmiechem, patrząc na siebie.

Czułam się, jakbym znała go co najmniej całe życie. Mimo tego, że momentami nie umieliśmy do końca się wysławiać przez barierę językową koniec końców udawało nam się to. Byliśmy tacy różni, a jednocześnie tacy podobni do siebie. Był trochę jak moja brakującą połówka.

Bratnia dusza.

– Nie wierzę, że na prawdę rzuciłeś szkołę dla kariery. – Dopiłam swój kieliszek do końca, nie wierząc w to, co słyszę.

– Może nie do końca dla kariery, ale okej. Dla kariery. No ale halo było warto. – Uśmiechnął się dumnie, wypijając do końca swój trunek.

Później już było tylko lepiej. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, kiedy ten czas minął. Dopiero co siedzieliśmy razem przy zachodzie słońca, a teraz była już blisko 2 w nocy. Chłopak zaproponował, że odprowadzi mnie do domu, bo ”o tej porze może być pełno dziwnych typów." Przystałam na jego propozycję i znowu szliśmy razem po Amsterdamie.

– Zimno ci? – Spojrzał na mnie, która nie do końca przemyślała swój ubiór i nie wzięła żadnej dodatkowej kurtki. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a on położył na moich ramionach swoją czarną kurtkę z kapturem. – Nie musisz mi jej oddawać. Lepiej w niej wyglądasz.

– Dank je wel Joost*. – Zaśmiałam się cicho wypowiadając te słowa. Chwilę wcześniej rozmawialiśmy o swoich ojczystych językach i próbowaliśmy sobie nauczyć podstawowych zwrotów.

– Szybko się uczysz. Podoba mi się to. – Poklepał mnie delikatnie po głowie, na co ja tylko znowu zachichotałam.

Stanęłam przed swoim blokiem, a blondyn tu obok mnie. Obydwoje uśmiechaliśmy się jak głupi. Nie chciałam kończyć tego spotkania, a jednak musiałam. Jutro od rana miałam wykłady na studiach i chciałam być przynajmniej trochę trzeźwa na umyśle.

– To tutaj. Dziękuję za spotkanie. Super się bawiłam.

– Nie ma za co. Mam nadzieję, że szybko znowu to powtórzmy. – Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Zaciągnęłam się ostatni raz jego perfumami, które działały na mnie jak na narkotyk.

– Do zobaczenia Sara.

– Do zobaczenia Joost.

Widziałam, jak odchodzi spod mojego bloku i kroczy wzdłuż ulicy, która przed chwilą szliśmy. Uśmiechałam się sama do siebie, patrząc, jak jego sylwetka znika. Kiedy całkowicie przestałam go widzieć weszłam do budynku.

Przekraczając drzwi swojego mieszkania zaczęłam piszczeć jak napalona nastolatka. Sama nie wiedziałam, czemu wcześniej aż tak bałam się tego spotkania.

Może po prostu tak już mam.

*Dank je Wel Joost – Dziękuję Joost.

𝗣𝗟𝗘𝗔𝗦𝗘 𝗗𝗢𝗡'𝗧 𝗖𝗔𝗟𝗟 | JOOST KLEIN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz