VIII

417 29 22
                                        


all the things she said, runnin' through my head

ֶָ֢


Usiadłam powoli na łóżku, wpatrując się w krajobraz Oslo. Było ciemno. Jedyne, co odznaczało się do światła ulic i samochodów. Późno w nocy miasto ciągle żyło. Ciągle miało coś w sobie co przyciągało wzrok.

Moje spojrzenie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej puste, kiedy ogarniała mnie fala nostalgii do chłopaka z jasnymi włosami.

Nie mogłam ciągle uciekać.
To niedorzeczne.
Ale dalej to robiłam.

Odblokowałam urządzenie, po czym powoli weszłam w swoją galerię zdjęć. Przesuwałam zdjęcia, szukając tego jednego. Tego, przez które czułam ciepło w środku.

Kiedy w końcu znalazłam fotografię przedstawiającą dwójkę młodych ludzi leżących razem na dachu samochodu późno w nocy z roześmianymi minami serce znowu mi pękło.

Czemu ja mu to zrobiłam?
Dlaczego?

4 sierpnia 2021.

Od śmierci Laury czas dłużył mi się niemiłosiernie. Wszystko wydawało się być, jakby bardziej ponure. Nawet pogoda ze słonecznej i przyjemnej zmieniła się na ciągłe burze i deszcz.

Całe moje życie runęło.
Jak domek z jebanych kart.

Przyglądałam się pojedynczym kroplom spływających po szybie mieszkania. Teraz już mojego. Znowu byłam sama. Maksymilian nawet przez chwilę mnie nie wspierał. Bo przecież sobie sama dam radę.

Próbowałam sobie sama dać radę. Musiałam się pogodzić ze stratą najważniejszej osoby w moim życiu.

Mimo tego, że nie zawsze było super kolorowo.

15 stycznia 2020.

Skończenie 18 lat było w końcu czymś wymarzonym. Czymś, o czym każde dziecko marzyło. W końcu nie musiałam tak ja prawdę słuchać rodziców i robić wszystko, co żywnie mi się podoba.

Spojrzałam na Laurę, z którą wspólnie przygotowywałyśmy się na nasze świętowanie urodzin. Wyglądałyśmy wręcz identycznie. Jedyne, co nas różniło to kolory sukienek. Ja zdecydowanie bardziej stonowana – ciemnoniebieska. Dziewczyna odważna i podkreślająca jej urodę – czerwień.

Splotłyśmy nasze dłonie i razem wyszłyśmy z domu. Fakt było chłodno, ale tuż przed wyjściem wypiłyśmy trochę naszego pierwszego legalnie kupionego alkoholu. Tak na rozluźnienie i ocieplenie naszych ciał.

Na przystanku autobusowym spotkałyśmy się z naszymi przyjaciółkami, po czym całą grupa wsiadłyśmy do pojazdu, który akurat podjechał. Na samym końcu siedziała grupka dobrze nam znanych chłopaków. Dwa lata temu skończyli liceum, do którego chodziłam. Rozpoznałam tam jednego z nich.

Maksymiliana.

Drążył on wzrokiem dziurę w moich plecach. Ciągle czułam jak patrzy na nas. Może przez to, że byłyśmy głośno. Ale chyba jednak nie aż, tak jak nam się wydawało.

Gdy tylko dojechałyśmy na interesujący nas przystanek wspólnie wysiadłyśmy, a chłopaki razem z nami. Uśmiechałam się sama do siebie, widząc, jak podążają za nami do klubu. Gdy tylko przekroczyłyśmy próg budynku do moich uszu doszły dźwięki głośnej muzyki i wiele komorowych świateł. Wspólnie z przyjaciółkami zajęłyśmy wcześniej wynajęta przez nas lożę.

Wszystko szło idealnie. Każda trochę napiła się po czym wspólnie poszłyśmy na parkiet. Ruszałam zmysłowo biodrami w rytm muzyki lecącej w tle. Nie skupiłam się na tym ani trochę. Po prostu starałam się żyć swoim nastoletnim życiem.

Mój wzrok spotkał się z ciemnymi tęczówkami Maksa, który od samego wejścia do autobusu wpatrywał się we mnie jak w coś cudownego.

– Idź do niego. Chyba wpadłaś mu w oko. – Zbliżyła się do mnie Laura i próbowała przekrzyczeć głośną muzykę w klubie. – Ale obiecaj mi, że się z nim nie przeruchasz. Jeszcze nie chcę być ciocia. – Zaśmiała się i wyciągnęła mały palec w moją stronę.

Wybuchałam śmiechem, patrząc na jej ruch. Sama wystawiłam palca w jej stronę.

Obiecuję. Na mały paluszek. – Uśmiechnęła się wspierająco i popchnęła mnie w stronę baru.

Praktycznej od razu wpadłam na ciemnowłosego chłopaka. Na twarz założyłam niewinny uśmiech i usiadłam tuż obok niego. Dłuższą chwilę wpatrywał się w moje ruchy.

– Co tutaj robisz? – Spytał, opierając się ręką tuż obok mojej.

– Świętuje urodziny. – Odparłam leniwie, popijając wcześniej zamówionego drinka.

– Mogę poświętować je z tobą? – Spojrzałam w stronę siostry i przyjaciółek które podnosiły mi kciuki w górę, abym dalej grała w grę, która sama zaczęłam.

– Jeżeli masz taką ochotę. – Uśmiechnęłam się niewinnie dalej popijając swojego drinka.

Kilkanaście piosenek i drinków dalej skończyliśmy w windzie w tym samym klubie. Wszystko działo się tak szybko, że sam nim się ogarnęłam chłopak przyciskał mnie mocno do ściany windy, całując każdy milimetr mojej szyi. Robił to jednocześnie tak delikatnie i tak zachłannie, że po kilkunastu minutach straciłam swoje dziewictwo.

Straciłam dziewictwo z samym Maksem w windzie klubu.
Złamałam obietnicę Laury.

4 sierpnia 2021.

Na same wspomnienia z tej cholernej nocy łzy same pakowały mi się do oczu. Po chwili ponownie położyłam się na poduszkę, która dopiero co zdążyła wyschnąć od łez. Nim się obejrzałam ponownie była mokra.

Bycie samą mnie przytłaczało. Ale wolałam to niż spędzanie czasu z Maksem, który od kilku miesięcy wręcz znęcał się nade mną. Nie tylko emocjonalnie, ale też fizycznie.

Robiłam za jego jebaną zabawkę, kiedy tylko chciał się wylądować seksualnie. Od zawsze tylko tym byłam.

Teraz po prostu chciał mnie mieć bliżej. Wiedział, że jestem słaba przez śmierć Laury, więc wykorzystywał to tak często jak tylko mógł. A gdy siedziałam sama, to musiałam jakoś radzić sobie z żałobą.

Kiedy w końcu udało mi się wstać z kanapy spojrzałam na okno, które było tuż naprzeciwko mnie. Zgarnęłam pojedynczą paczkę papierosów bruneta, która leżała na stoliku. Usiadłam na parapecie, otwierając szybę. Oparłam się o ścianę i odpaliłam papierosa.

Nie lubiłam tego robić.
Jednak to była jedyna rzecz, przez którą wtedy mogłam się choć trochę lepiej poczuć.

Dym papierosowy zaczął rozprzestrzeniać się po moich płucach, a ja poczułam jak cały ciężar schodzi ze mnie. Przez ułamek sekundy nawet poczułam się szczęśliwa.

Przez ułamek sekundy znowu byłam sobą.

Spojrzałam na zamgloną Warszawę, która żyła swoim życiem. Nikt oprócz najbliższych osób nie wiedział nic. Wszyscy żyli, tak jakby nigdy nie istniał ktoś, taki jak Laura. Dla reszty wszystko było normalne.

Dokańczając swojego papierosa do mieszkania wrócił Maks. Przelotem rzucił mi obojętne spojrzenie, po czym szybko podszedł do mnie. Wyrwał mi papierosa z dłoni i wyrzucił na beton przed budynkiem.

– Dla mnie nie będziesz tego palić. Masz być zawsze idealna. A idealne laleczki nie palą papierosów. – Wycedził przez zęby, po czym uderzył mnie w twarz.

Policzek piekł mnie niemiłosiernie, kiedy zobaczyłam jak odchodzić, gdyby nigdy nic. Zeszłam z parapetu, po czym zamknęłam za sobą okno dalej trzymając dłoń na zaczerwienieniu.

Brunet znikł gdzieś w łazience, a ja znów zostałam sama z raną na swoim sercu.

𝗣𝗟𝗘𝗔𝗦𝗘 𝗗𝗢𝗡'𝗧 𝗖𝗔𝗟𝗟 | JOOST KLEIN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz