Rozdział 3

79 22 163
                                    

                           Sardynia
                              Reese

Strach. Niepohamowany strach. To właśnie czuję leżąc w środku nocy w lesie. Odziana jedynie w zakrwawioną koszulę nocną.

Zostałam kompletnie sama.  Niedługo żołnierze Lorenza mnie znajdą. Gdy do tego dojdzie, będzie czekać na mnie los straszniejszy od śmierci.

Co mi strzeliło do łba, abym wzięła tamten pistolet? Niby kierowałam się swoim własnym bezpieczeństwem, a teraz stałam się chodząca tarczą strzelniczą.

Chcę uciec jak najdalej z tego miejsca. Tam gdzie mogłabym, poczuć się bezpieczna. Łzy niepohamowanie płyną po moich policzkach. Słyszę czyjeś kroki zbliżające się w moim kierunku.  Jest już za późno... Mają mnie.

                         Aengus

Zdezorientowany wpatruję się w nieprzytomne ciało młodej kobiety.  Mojej przyszłej żony. Jest słaba.  Co jeszcze bardziej mnie wkurwia. Jak taka marna istotka może być córką samej królowej? Nie jest tego godna.  Leżąc tu ranna, narażana na wszelki atak, przynosi wstyd całemu gatunkowi magicznemu.

Jestem tak zaabsorbowany gapieniu się na dziewczynę,  że dopiero po chwili mój czuły słuch. Zwraca uwagę na odgłosy dobiegające z oddali.

Należą one do dwójki mężczyzn.  Chaotycznie bredzą coś o tym,  że muszą  ją złapać.  Żywą, bądź martwą.

A to ciekawe.  Czyżby Reese zdobyła także wrogów wśród ludzii? Przez ułamek sekundy przyszła mi do głowy pewna myśl. Aby po prostu zostawić ją tu na pastwę losu.

Mimo niechęci jaką ją darzę.  Nie mogę dopuścić do tego, aby stała się jej krzywda. Jest do cholery córką królowej.  Jest mi przyrzeczona. Zostanie moją przyszłą żoną. Do czegoś to zobowiązuje.  Muszę zapewnić jej bezpieczeństwo.

Nie zastanawiając się zbyt długo po prostu przenoszę nas zaklęciem teleportacji do pałacu w ty dewiniaid.

                           ty dewiniaid

                             Reese

Powoli otwieram swe przemęczone oczy. Jestem tak obolała,  że nie mam siły nawet rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zbyt dużo się w ostatnim czasie zadziało.  Mój umysł już po prostu nie nadąża za wszystkim.

Ostatnie co pamiętam był moment,  w którym leżałam w lesie.  Więc dlaczego w tej chwili znajduję się w wygodnym łóżku? Coś tutaj się nie zgadza.

Już mam zamiar spróbować wyjść z łóżka, gdy do pokoju ktoś wchodzi.

Automatycznie kieruję swój wzrok ku źródłu odgłosu kroków.

W drzwiach stoi przeboski,  lecz z niebezpiecznym wyrazem twarzy mężczyzna. Jego  zimne spojrzenie oczu, przez tęczówki koloru stali, wręcz w magnetyczny sposób przyciąga mnie do niego. Przez moje ciało przechodzi dreszcz.  Wszystko za sprawą intensywności jego spojrzenia. Czuję,  że nieznajomy mi się przygląda. Nic nie robi. Po prostu mnie obserwuje.  Dzięki temu mogę lepiej mu się przyjrzeć.  W ciemnych włosach dostrzegam pasma srebrzystych kosmyków.  Mimo wszystko nie postarzają go one.  Mężczyzna nie tylko jest wysoki. On wygląda jak jakaś skała. Musi mieć co najmniej sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu,  dodatkowo jest umięśniony.  Nie da się na niego po prostu nie patrzeć.

- Jeśli porwałeś mnie dla okupu, muszę cię rozczarować. Nikt za mnie nie zapłaci, możesz od razu mnie zabić- przerywam milczenie.

- Nie kuś mnie tym zabijaniem- tembr jego głosu sprawia, że przechodzą przez mnie ciarki- Pomogłem Ci, a ty oskarżasz mnie Reese o to, że cię porwałem?- zadaje mi pytanie nieznajomy.

Zrodzona z ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz