Rozdział 4

95 20 114
                                    

Sardynia
Leonardo

Nawet kurwa na jeden jebany dzień nie mogę,  zostawić samego swojego brata. Toć sobie wybrał dzień na umieranie.

Na własnym weselu postanowił wziąć siłą młodszą siostrę panny młodej.  Jakim okazał się ignorantem, gdyż sądził,  że gwałt na księżniczce mafii ujdzie mu na sucho.

Sam do końca nie dowierzam,  że ta drobinka dała radę go zamordować.  Gdybym nie był na nią aż tak wkurwiony, z miłą chęcią ujarzmiłbym drzemiącą w niej bestie.

Fakt jest taki, iż mój młodszy brat nie żyję. A ja muszę dla pierdolonego przykładu ukarać winnego.  Nawet jeśli ma się okazać to siedemnastoletnia gówniara.

Musiałem przerwać swój służbowy wyjazd i wrócić do Sardynii.  Wierzcie mi, że nic bardziej nie doprowadza mnie do pasjii niż niezałatwione sprawy.

Dzięki akcji ze śmiercią Lorenzo przeszło mi sprzed nosa pięć milionów euro w złocie. Frustracja jaką czuję z tego powodu jest dominującą. Najchętniej skrzesiłbym tego durnia i jeszcze raz w bolesny sposób go zabił. A te małą petardkę torturowałbym tak, aby błagała mnie o śmierć.

Jestem chujem, ale za to bogatym. Do niczego w życiu uczciwie nie doszłem.  Wszystko wywalczyłem z characzy, napadów,  dilerki, szantaży, handlu żywym towarem i kto by tam spamiętał.

Chciałem sprawić, aby rodzina Forrero dorównała rodzinie Rosso. Ślub Lorenzo i Giorgii miał zostać ostatecznym roztrzygnięciem sprawy.  W ten sposób Lorenzo,  kierowany przez mnie miał się stać capo rodziny Rosso i zawrzeć przymierzę z rodziną Forrero. W końcu dwie wpływowe rodziny połączyłyby się.  Nikt by już mi kurwa nie podskoczył.

Ale oczywiście ten zjeb znany moim bratem musiał podnieść rękę na oczko w głowie rodziny Rosso.

Gdyby nie Giorgia,  która tymczasowo tam objęła władzę,  pewnie rodzina Rosso w ciągu jednej nocy wybiłaby wszystkich moich ludzi.

W tym brutalnym świecie nie ma kompromisów.

Wchodzę jak do siebie do rezydencji rodziny Rosso. Nie mam zbytnio czasu i nerwów,  aby użerać się ze zwykłymi pionkami.

W gabinecie swego ojca czekała na mnie  z sukowatym wyrazem twarzy Giorgia. Jest w miarę atrakcyjną kobietą jednak za bardzo porobioną.  Typowy plastkik w wersji emo. Nosiłaby tylko czerń.

- Powiedz mi tylko, Reese w tej chwili właśnie jest torturowana tak?- bez zbędnego pierdolamento przechodze do konkretów.

- Nie mamy jej- odrazu odpowiada.

- Chcesz mi wmówić,  że siedemnastolatka dała radę uciec pięcioma wyszkolonym i uzbrojonym mężczyznom?- patrzę na nią surowym, przenikliwym wzrokiem.

- Na moich oczach spaliła żywcem Mattia- odpowiada drżącym głosem

- Że co kurwa? Za dużo wciągnęłaś- krzyczę na nią rozłoszczony.

- Wiem co widziałam- upiera się przy swoim.

- Gówno mnie to obchodzi masz dwadzieścia cztery godziny,  aby sprowadzić tutaj swoją siostrunię. Inaczej to ciebie potorturuje. Akurat chuj mnie obchodzi na kim się wyżyję.  Ważne,  żeby byłaby jedna sióstr z Rosso.

- Po tym jak zleciłam zabójstwo swego ojca masz czelność mi grozić?- krzyczy na mnie Giorgia.

- Takie życie głupia pindo. Od teraz kurwa przyjmujesz od mnie rozkazy. A teraz wypierdalaj, muszę pomyśleć- wyrzucam ją z pomieszczenia.

Ty dewiniaid
Reese

Jedno jest pewne Aengus nie ma rychtych w deklu. Terapeuta w jego przypadku nic by nie zdziałał. Wciąż lewituję nad łóżkiem i za cholerę nie wiem jak mogłabym sprowadzić swoje ciało na ziemię.

Zrodzona z ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz