☆7☆

147 16 11
                                    

Pov. Edgar

Pograliśmy jeszcze trochę w prawda czy wyzwanie, ale była już 4 w nocy, a chciałem rano jakoś wyglądać więc zawinąłem się z tego gniazda rozpusty i wziąłem sobie na drogę jeden z kartonów który jeszcze nie był do końca opróżniony.

Na górze spała Lola więc uprzejmie wykopałem ją z mojego łóżka i sam się położyłem. Zaraz po mnie przyszedł mój współlokator. Cała dzicz na dole zaczynała się już powoli rozchodzić. Życzyłem w duchu powodzenia dziewczynom we wracaniu do siebie. Na ich miejscu pewnie rozjebałbym się gdzieś po drodze, ale to już nie jest mój problem. Na dworze powoli robiło się jasno, a ten wspaniały domek, nie był wyposażony w zasłony, więc wściubiłem nos w poduszkę i momentalnie zasnąłem.

Pov: Fang

Czułem się bardzo źle. Nigdy w życiu nie piłem alkoholu i chyba przesadziłem jak na pierwszy raz, bo ledwo widziałem cokolwiek na oczy. Wtoczylem się po schodach i rzuciłem na łóżko twarzą do ściany. Za moimi plecami słyszałem ciche pochrapywanie. Westchnąłem i przewróciłem się na wznak. Dzisiaj bawiłem się super, ale z jakiegoś powodu czułem ucisk w żołądku. Bałem się że Edgar po dzisiejszym zajściu nie będzie już ze mną gadać. Widziałem, że byl zaskoczony i teraz żałowałem, że pocałowałem go jak jakiś napalony zboczeniec, bez zapytania się go o zdanie.

Rozmyślałem nad tym jeszcze jakiś czas, ale w końcu zmęczenie wzięło górę i zasnąłem.

Pov. Edgar

Obudziły mnie jakies hałasy dochodzące z dołu. Słyszałem, że przyszła wychowawczyni, która probowala dobudzić tych dwóch frajerów i zciągnąć z łóżek. Współczułem kobiecie, bo zdecydowanie nie płacą jej wystarczająco za opiekowanie się tą dziczą.

Usiadłem i rozejrzałem się po pokoju. Fang jeszcze spał, a dookoła panował niezły burdel. Miałem nadzieję że Buster i Chest ogarnęli wczoraj trochę stan dolnego piętra, bo gdyby nauczyciele zorientowali się co tu się działo, wyjebaliby nas z tego obozu w trybie natychmiastowym. Miałem lekkiego kaca po wczorajszym, ale o dziwo nie było tragedii.

Napiłem się trochę mojej cisowianeczki ustawionej obok łóżka i zauważyłem jak pani Pam (nasza najcudowniejsza wychowawczyni) wdrapuje się na górę.

-O, chociaż z jednym nie muszę się męczyć.- westchnęła patrząc na mnie.- Edgar, proszę obudź kolegę. I bądźcie gotowi za pół godziny na śniadanie.- dodała, po czym zeszła spowrotem na dół i wyszła z domku. Niezmiernie ucieszyłem się, że przekazała mi ten zaszczyt i przystąpiłem do tego czelendżu.

Podszedłem do łóżka Fanga i potrząsnąłem chłopakiem. Nic to nie dało więc zciagnalem z niego kołdrę i standardowo zacząłem drzeć mordę, jak to ja. W odpowiedzi usłyszałem mruknięcie i te zwłoki przewróciły się na drugą stronę.

-I kto tu musi kogo dobudzać co?

Jeszcze kilka razy szarpnąłem tym bezwładem i w końcu udało mi się powrócić Fanga do żywych. Chłopak stęknął i skulił się w kłebek.

-Japierdole, tak mnie boli głowa.- stęknął kładąc sobie dłoń na czole.

-Wstawaj.

-Akurat się wygodnie ułożyłem...- wysyczał.

-Wyglądasz, jakby rozjechał cię traktor, a teraz wstawaj, bo nie mam całego dnia.

-Nie masz litości.- jęknął podnosząc się i przecierając oczy.

-Chodź na śniadanie, to będziesz mógł wziąć jakieś przeciwbólowe.- ja to jestem normalnie negocjator zawodowy.

-Nie mam apetytu.

-Trudno. Nie będziesz brał leków na pusty żołądek bo jeszcze jakiejś padaki dostaniesz i będzie chuj, a nie wycieczka.- czułem się trochę jak moja mama wypowiadając te słowa, więc skrzywiłem się i wróciłem do wyciągania Fanga z łóżka.

W końcu udało mi się nakłonić go do przebrania się z piżam w normalne ubrania. Zeszliśmy na dół, gdzie pajac i rudy zgonowali. Stwierdziłem, że nie mam na to siły i po prostu poszliśmy bez nich.

Po dotarciu na stołówkę usiedliśmy przy jednym z długich stołów, który zajęły dziewczyny. Jak na to, co działo się wczoraj wyglądały nieźle, na pewno lepiej niż Fang, czy tych dwóch przygłupów. O sobie nie będę się wypowiadać bo ja codziennie wyglądam chujowo.

-O, hejka- uśmiechnęła się Bibi.

-Cześć.

Stwierdziłem, że czas obejrzeć jakie pyszności ominą Busta i Chestera, ale okazało się, że nie wiele. Nasza szkoła wydała chyba cały budżet na wczorajsze ognisko, bo dzisiaj mieli nam do zaoferowania kanapki i ogromny baniak zimnej herbaty. Nałożyłem Fangowi trochę chleba z ogórkiem i nalałem nam obu po kubku wcześniej wspomnianego napoju.

Podsunąłem mu wyszczerbiony talerz pod nos i poleciłem, żeby opierdolił ten jakże wartosciowy i zbilansowany posiłek.

Wróciliśmy do domku i rozjebalismy się na łóżkach. Fang ojebal z połowę paczki ibumpromu czy jakiegoś innego opium, co chyba podziałało bo za jakiś czas się znacznie ożywił. I bardzo dobrze, bo za pół godziny nauczyciele zmuszają nas do niewyobrażalnego wysiłku zwanego podchodami, a ja nie zamierzam zapierdalać po tym lesie sam.

O dziesiątej zebraliśmy się z resztą klasowego motłochu na środku polany i ktoś z nauczycieli zaczął objaśniać zasady gry i w ogóle jakieś szmoje boje chuje muje dzikie węże. Niezbyt mnie to obchodziło, bo i tak miałem zamiar oddzielić się od grupy z moim towarzyszem i zająć się sobą. Cieszyłem się, że Fang był skacowany i niepełnosprawny, bo znając go, pewnie wziąłby te zabawę na poważnie.

Nauczyciele kazali podzielić się na dwie grupy, więc złapałem mojego be ef efa za rękę i czekałem na werdykt.

Odetchnąłem z ulgą, gdy przydzielili nas do tej samej drużyny i rozejrzałem się z kim jeszcze przyszło mi współpracować. Do naszej drużyny trafiła jeszcze Bibi i Maisie i troche jakis nonameów z naszej klasy. Ogarnąłem, że Chester i Bust chyba nie zawitają na te jakże wspaniałą konkurencję, ale w sumie dobrze, bo zepsuliby pewnie vibe i odstraszyliby wszystkie zwierzęta w promieniu 10 kilometrów swoim darciem mord i ogólnie zachowaniem prosto z obory.

Naszej drużynie przypadło chowanie się, więc lepiej trafić się nie mogło. Mieliśmy dziesięć minut na schowanie się i zostawienie jakiś wskazówek w stylu strzałki z patyków i w ogóle, ale pomyślałem, że patyki to oni mogą se co najwyżej w dupe wsadzić, zwłaszcza że po znalezieniu dołącza się do szukających.

Pociągnąłem za rękę Fanga w jakąś dżunglę i przeszliśmy kawałek, aż dotarliśmy do takiej mini skarpy z widokiem na jezioro. Stwierdziłem, że od dziś to miejsce należy do nas i w ogóle nasze tereny. Usiedliśmy sobie na ziemi pewnie zgniatając dupą jakieś mrowisko, ale trudno. Zagapiłem się na widok przede mną i aż podskoczyłem kiedy chłopak obok mnie wciągnął głośno powietrze.

-Sory za wczoraj.- powiedzial Fang przerywając ciszę.

-Za co?- spytałem, choć dobrze wiedziałem o co mu chodzi, ale lubię być wrzodem na dupie.

-No wiesz... Za ten pocałunek i w ogóle...- widać było, że chłopaczyna się zestresował, ale nie musiał robić takiego dramatu bo pocałunek sam w sobie był zajebisty.

-Nie no, było fajnie.

-Jak ci się tak podobało, to może powtórzymy to kiedyś?- Fang poruszył sugestywnie swoimi ciemnymi brwiami.

-Jesteś idiotą.- westchnąłem. Czułem jak czubek mojego nosa i policzki robią się gorące, więc odwróciłem głowę i zacząłem rysować patykiem kółka w ziemi.

Cały czas który druga drużyna miala na znalezienie nas pochłonęła rozmowa. Z Fangiem nigdy nie ma niezręcznej ciszy, a pogawędka z nim, jest jak kalejdoskop różnych tematów. Kiedy byłem pewien, że konkurencja się skończyła, wyszliśmy z kryjówki.

-Że co? Przecież byłam tam ze dwadzieścia razy.- warknęła Colette kiedy wyszliśmy z lasu.

Wzruszyłem ramionami i udałem się na stołówkę z chinolem.

♡nothing without you♡ || Fangar ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz