☆15☆

126 14 6
                                    

Pov. Edgar

Następny dzień rozpoczął się kolejną pobudką pani Pam, tym razem mniej przyjemną, bo oznaczająca koniec tej wycieczki. Od samego rana ogarnęła nas jakaś jebana melancholia czy inne ścierwo, bo wszyscy chodzili jacyś przybici.

Po śniadaniu, które nawiasem mówiąc było jeszcze bardziej obrzydliwe niż ostatnio, mieliśmy jeszcze trochę czasu wolnego na spakowanie się i ogólnie na zajęcie się sobą.

Fang oczywiście zaczął wyjmować swoje łachy z szafy i przekładać je do walizki. Ja wyciągnąłem swój bagaż z pod łóżka i usiadłem na balkonie, delektując się ostatnimi chwilami tego jakże super wyjazdu.

Po chwili granatowowłosy dosiadł się do mnie. Westchnąłem, udając wkurzonego, ale w sumie cieszyłem się, że przyszedł. Codziennie karciłem sam siebie, za to, że potrafię być taki wredny i tym samym daje chłopakowi mylące sygnały, ale taka już była moja natura i nieważne jak bardzo próbowałem ją zmienić, ona zawsze gdzieś wychodziła.

Poczułem ramię Fanga oplatające się wokół mojej talii. Ułożyłem głowę w zagłębieniu jego szyi i wbiłem wzrok w drzewa przede mną. Myślałem, że chłopak zaraz zacznie jakąś rozmowę, ale tak się nie stało. Siedzieliśmy w ciszy oparci o siebie.

W końcu przyszedł czas się zbierać, więc zamknęliśmy walizki i z niemałym trudem znieśliśmy je po schodach. Wszyscy byli smutni i zmęczeni, ale ja nie potrafiłem myśleć o niczym innym, niż niedziela, którą mam spędzić wspólnie z Fangiem.

Jestem typem osoby który najbardziej z całego wyjazdu lubi podróż autokarem. Głównie dlatego, że można się zamyślić, a drogą powrotna jest o wiele lepsza, bo wszyscy są zmęczeni i nikomu nie chce się zawracać mi dupy, albo co gorsza drzeć mordy. Dla mnie każda dłuższa przejażdżka, to idealny powód do wyłączenia się i przemyślenia całego mojego życia od nowa, w akompaniamencie jakiejś muzyki na słuchawkach.

Tym razem dziewczyny chciały usiąść z tyłu, więc ja, Fang i nasza świeżo upieczona parka, zgłosiliśmy się do ustąpienia miejsca. Nawet mi taki układ pasował, bo po pięciu dniach nie mogę już patrzeć na co to nie których.

Założyłem słuchawki i ruszyliśmy. Patrzyłem na przemykające za oknem drzewa i samochody. W pewnym momencie poczułem się jak jakiś pieprzony poeta, czy inny Julian Tuwim, bo tak się zamyśliłem normalnie jak w jakimś melodramacie.

Tak sobie wyglądałem przez to okienko, kiedy poczułem jak głowa Fanga opada na moje ramię. Wydało mi się to słodkie, więc uśmiechnąłem się pod nosem i również oparłem łeb na chłopaku, który teraz oddychał miarowo i głęboko, zapewne spał. Jego granatowe kudły pachniały szamponem i tym jego zapachem, który czuję za każdym razem jak się do niego przytulam. Coś jakby popcorn...

Wtuliłem twarz w włosy chłopaka i również przymknąłem oczy. Spało mi się zajebiście, co jest dość dziwne, patrząc na to, że siedziałem na twardym fotelu w dusznym autokarze, który podskakiwał na każdym wyboju.

Obudził mnie Fang potrząsający mnie za ramię.

-Już jesteśmy.

Wyjżałem za okno. Było już ciemno i autokar faktycznie stał na parkingu pod szkołą.

-Która godzina?- spytałem.

-Dochodzi 19.- odparł Fang zerkając na zegarek elektroniczny.

Stęknąłem cicho przeciągając się i wraz z moim przyjacielem wysiedliśmy z autokaru, który nawiasem mówiąc był już prawie pusty.

Przecisnąłem się przez ten motłoch, zwany moją klasą, który stał u drzwi pojazdu i dobrałem się do bagaży, które niezbyt miły pan kierowca, o minie męczennika, wyciągał z luku bagażowego.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 25 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

♡nothing without you♡ || Fangar ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz