☆10☆

153 16 11
                                    

Pov: Fang

Wyszedłem z domku i poszedłem w kierunku naszej kryjówki. Powoli przestawało padać, ale na dworze było coraz zimniej z powodu późnej godziny.
W oddali słyszałem dudniącą muzykę z sali dyskotekowej. Wiał wiatr, latała wokół mnie chmara komarów, które wyczuły mój ciepły organizm, a nogi grzęzły w błocie przy każdym kroku który stawiałem przemierzając las. Smukłe drzewa w nocy wyglądały dość upiornie, a ich rozłożyste korony zasłaniały każdy, choćby najmniejszy skrawek nieba. W lesie panowała przeraźliwa ciemność, więc musiałem oświecać sobie drogę latarką z telefonu. Miałem nadzieję, że nie zabłądzę, bo każdy kąt lasu, szczególnie o tej porze, wygląda tak samo. Powoli zaczynało się robić jaśniej, ponieważ docierałem do skarpy, która pozwalała promieniom światła księżyca wtargnąć pomiędzy zarośla.

Odetchnąłem z ulgą, po części dlatego, że nie pomyliłem drogi, ale głównie dlatego, że na skraju tego niewielkiego urwiska siedział chłopak w o wiele za dużej kurtce przeciwdeszczowej.

Podszedłem do niego ostrożnie i najciszej jak się dało usiadłem obok. Już wiedziałem, że będę przeziębiony, a tata powiesi mnie na najbliższej gałęzi, jak zobaczy, że ubrudziłem błotem jego ukochane spodnie, ale to narazie nie było ważne. Było tutaj dość chłodno, bo wiatr wiał mocniej i był bardziej przeszywający, niż ten na polanie, ale to była cena, jaką musiałem zapłacić za widoki. Nasz ośrodek znajdował się z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, nie mówiąc już o większych miastach, co sprawiło, że niebo było przejrzyste, a gwiazdy przypominały brokat rozsypany na czarnej satynie. Wszystko odbijało się w tafli jeziora i dosłownie zapierało dech w piersiach.

Pov: Edgar

Nie wiem ile czasu spędziłem wtedy na tamtej skarpie. Czas płynie inaczej, gdy intensywnie się o czymś myśli. Rzadko płakałem, ale teraz łzy spływały po moich policzkach, a ich słony smak wypalał ślady na skórze. Wyszedłem z dyskoteki, ponieważ widziałem jak Fang całuję się z Lolą. Wiedziałem, że zachowuję się bardzo dziecinnie i w duchu karciłem się za takie postępowanie, ale najzwyczajniej w świecie było mi przykro. Nigdy się do tego nikomu nie przyznałem, wliczając samego siebie, ale ta Fangowa opiekuńczość, optymizm, czułość i te ciemne, czekoladowe oczy wypełnione empatią, entuzjazmem i czymś jeszcze, co odróżniało go od innych, były cholernie atrakcyjne. Jednak musiałem pogodzić się z tym, że Fang patrzy na mnie jak na najlepszego przyjaciela, brata, w najlepszym wypadku. Nie mogę zagarniać go całego dla siebie, a w starciu z Lolą, piękną, szczupłą, subtelną, idealną wręcz dziewczyną, nie miałem najmniejszych szans.

Kiedy obiekt moich zainteresowań dosiadł się do mnie, moje serce podskoczyło jednak z ekscytacji. Siedzieliśmy parę minut, które zdawały się trwać wieczność, w ciszy. Objąłem wyższego chłopaka i przyciągnąłem do siebie okrywając go kurtką, która była tak obszerna, że na spokojnie pomieściłaby jeszcze z jedną osobę. Musiałem w końcu jakoś odwdzięczyć się za to, że przyszedł tu za mną, zamiast bawić się z Lolą i innymi na dyskotece. Ciężko mi było się uspokoić, co chłopak chyba wyczuł, bo objął moje plecy swoim atletycznym ramieniem i przycisnął do siebie. Oparłem głowę na  obojczykach Fanga wsłuchując się w jego miarowy, głęboki oddech i rytmiczne bicie serca. W końcu stwierdziłem, że jestem gotowy na te ciężką rozmowę i zebrałem się na odwagę.

-Fang...- zacząłem i zdałem sobie sprawę, że ani trochę nie jestem gotowy.- Tobie.. podoba się Lola. Co nie?- moje słowa jak ostrze przecięły ciszę pomiędzy nami.

Brunetowi drgnęła szczęka.

-Słucham?- w jego tonie głosu wyczułem nutkę zdezorientowania.

-No.. całowaliście się przecież.- powiedziałem już trochę pewniej.

♡nothing without you♡ || Fangar ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz