Rozdział 4 (2) ♕

17 0 0
                                    

♕♕♕

Na korytarzu stał inny ochroniarz- z zaskoczeniem odkryłam, że ustawiono go zaraz przy naszych drzwiach. To znaczy– miało to sens, biorąc pod uwagę skłonności Hailie, a jednak... było w tym też coś protekcjonalnego. Już mi się odechciało własnych ochroniarzy.

- Gdzie Vincent?- zapytałam czując dziwną adrenalinę, w końcu mogąc mówić o nim bez formy grzecznościowej.

Kiwnął w stronę drzwi naprzeciwko- Pan i Władca musiał więc dzielić apartament z Willem. Może to i lepiej,  przy bracie stawał się łagodniejszy... za to Will robił się cięższy w obyciu.

Ledwie pamiętałam, co wczoraj robiłam i mówiłam, ale wiedziałam, że to nic co kupiłoby jego sympatię. No... może poza... no nie wiem... znalezienia naszej siostry, czego nie oni– w tych swoich lśniących garniturkach, nie umieli zrobić od tygodnia.

To nie tak, że to mnie należały się laury. Po prostu nie należały się im.

Powtarzałam sobie, że nie mam powodu do strachu. To nie ja nawaliłam. Co więcej, wczorajsza wyprawa okazała się wspaniałym pomysłem. Zapukałam grzecznie, jednocześnie biorąc głęboki wdech i wycierając palce w spodnie.

Otworzył mi sam Vincent- ubrany w inny, tym razem nienaganny garnitur. Niemal nie poznawałam go bez sińców pod oczami- naszych towarzyszy w ostatnich dniach. Może i przejęłabym się, że mam na sobie jeansy, gdyby nie to, że... no, bez przesady.

- Dzień dobry- powiedziałam, co miało zabrzmieć pogodnie, ale chyba nic z tego nie wyszło- Przepraszam, że wczoraj nie przyszłam, wie pan...- przetarłam oczy, nie wiedząc jak skończyć.

Wczoraj byłam tak skonana, że padłam w ubraniu i w butach, które musiała zdjąć ze mnie Olivia, bo obudziłam się boso.

Jego spojrzenie na moment... zmiękło? Przynajmniej tak sądziłam, zanim nie powiedział:

- Obietnice i terminy traktuję poważnie. Następnym razem nie składaj propozycji, których nie dotrzymasz.

Jedynym usprawiedliwieniem dla jego oschłego tonu mogło być to, że faktycznie wczoraj na mnie czekał, a w takim przypadku należało mu się szczere:

- Przepraszam.

Ponownie- mój głos zabrzmiał, jakbym była sarkastyczna. A ja po prostu byłam zmęczona.

Nie mogę powiedzieć, że idąc tutaj, nie zastanawiałam się jak wygląda ranek kogoś, kto zarabia w jeden dzień pięciokrotność miesięcznej średniej krajowej.

Okazało się, że to, co Vincent robi rankami, to siedzenie z laptopem na fotelu w rogu małego saloniku i popijanie kawy tak mocnej, że w całym pokoju unosił się jej zapach. Przypomniało mi to trochę nasze pierwsze spotkanie: chociaż wtedy nie siedział w fotelu i nie popijał kawy.

Do Anglii przyjechał tylko Will- zanim w ogóle dowiedzieli się, że Hailie zaginęła. Chciał z nią porozmawiać... nigdy nie zapytałam, o czym właściwie. Oczywiście dopuszczałam możliwość, że... chciał ją ze sobą zabrać. A skrycie rozważałam też, że ona się zgodzi.

Wiedziałam, że to byłoby dla niej lepsze niż cokolwiek, co mogłam zapewnić jej ja- dwudziestojednolatka, która zamierzała rzucić studia, żeby zarobić na życie w trójkę. Ale teraz... gdy zostałam częścią RS, z tatuażem pieczącym pod kołnierzykiem koszulki... nie byłabym sama. Pojawiało się więc inne pytanie- czy chciałam dla niej tego życia, jakie musiałam wybierać dla siebie?

Obecnego tu Władcę i Pana Wszechświatów poznałam dopiero tutaj, w Czechach, gdy przyjechał pomóc w poszukiwaniach.

(Swoją drogą super robota, Will, miło, że wcześniej wspomniałeś, że Hailie ma jeszcze jednego brata).

Rodzina Monet: SiostryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz