Rozdział 5 ◯

31 1 0
                                    

◯ ◯ ◯

- Hailie?

Hailie. Hailie, nie żadna Jeu.

Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam, gdy używano mojego imienia- a teraz każdy tak do mnie mówił, ciągle. Jakby moje imię było zaklęciem, które mogłoby mnie zatrzymać w miejscu.

Znajdowaliśmy się w naszym pokoju (tak postanowiła Olivia- wydaje mi się, że poza nienawidzeniem tego całego Vincenta trochę się go bała), gdzie usiedliśmy przy sporym stole w salonowej części pokoju.

Przypominało mi to trochę nasze posiedzenia rodzinne, gdy ja, moje siostry, mama i babcia siadałyśmy w saloniku omawiać najważniejsze sprawy. Nie mogłam powstrzymać myśli, że ci dwaj zostali wysłani mi przez los, żeby zapchać tamte opuszczone miejsca- i że za nic w świecie nie mają na to szansy.

Wiedziałam, że nie powinnam teraz o tym myśleć, ale... Nawet nie wiedziałam dlaczego nie powinnam o tym myśleć, bo przecież... Mama przecież...

Olivia szturchnęła mnie pod stołem, a ja omal nie podskoczyłam. Vincent wpatrywał się we mnie spokojnie.

Coś w jego oczach przywodziło mi na myśl wariograf, więc spanikowana wypaliłam:

- To ja. Proszę pana.

Cholera, chyba nie powinnam tak mówić. Ale on po prostu wyglądał na "Pana", no i tak właśnie mówiły na niego moje siostry. Nosił matowy, złoty zegarek i zapinkę z łańcuszkiem łączącą dwie strony kołnierzyka koszuli koszuli nad czarnym krawatem.

To, że nie był też bratem Olivii wydawało mi się strasznie dziwne.

- To znaczy... Vincencie?- poprawiłam się niespokojnie.

Siedzący obok chłopak, który według Olivii nazywał się Will i był najstarszym bratem uśmiechnął się do mnie lekko, ale szczerze. Nie umiałam odwzajemnić tego uśmiechu.

- "Vincencie" jest w porządku- powiedział siedzący naprzeciwko mnie mężczyzna.

- Jestem Will- wtrącił się siedzący obok facet uśmiechając się szerzej- I jestem twoim bratem. To znaczy, on też- kiwnął na Vincenta.

Był dużo bardziej bezpośredni niż się spodziewałam.

- Wiem- odpowiedziałam znowu może niezbyt taktownie- Więc... O czym chcieliście ze mną porozmawiać?

Vincent odetchnął prostując się lekko.

- Cóż, chyba powinniśmy zacząć od tego, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego po śmierci Gabrielli uciekłaś?

Przełknęłam ślinę. 

Carling westchnęła, po czym założyła ręce na piersi. Wiedziałam, co próbuje robić- ochronić mnie. Ale nie da się długo kogoś chronić przed nim samym.

- Dlaczego?- powtórzyłam. Jakby powód mojej ucieczki nie był oczywisty...

- Dlaczego ukrywałaś się w jakimś barze narażając swoje bezpieczeństwo zamiast pozwolić swojej rodzinie sobie pomóc?- sprostował już bardziej oschle, jakby sądził, że nie rozumiem o co pyta.

Dziewczyny nie wyglądały na zadowolone z jego ataku, ale spojrzały na mnie jakby dręczyło je to samo pytanie.

Najpierw pokręciłam głową. Przez moment próbowałam uformować usta w słowa, ale nie przechodziły mi przez gardło.

- Czułam się winna- wyrzuciłam z siebie w końcu, dużo ciszej niż planowałam- I sądziłam, że... Nie wiedziałam, że ktoś będzie mnie szukał. Okej?

Rodzina Monet: SiostryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz