Rozdział 8

139 5 0
                                    

Vincent

Kiedy zobaczył swoją ciotkę trzymającą Adę zakutą w kajdany najpierw nie wiedział co może zrobić, ale później w jego głowie zaczął formować się plan. Znał Waderę od zawsze i wiedział jak postępuje. Jego plan był niezwykle ryzykowny, ale zamierzał się go podjąć. Dla Ady. Dla dobra miłości swojego życia.

Kiedy szli, w jego głowie odezwał się Mart, który szedł tuż za nim: "Jest tylko jeden sposób...". Vincent wiedział o czym myśli, bo sam pomyślał o tym samym.

"Wiem", odpowiedział, "Trzeba odwrócić jej uwagę i dopiero wtedy, kiedy całą swoją uwagę skupi na tym czymś będę w stanie uwolnić Adę".

Jego najlepszy przyjaciel wysłał mu w głowie obraz zdecydowanej twarzy i powiedział: "Jestem gotowy, Vincent. Dla ciebie... Dla nas wszystkich".

Zdążyli omówić szczegóły planu tylko raz, gdy zbliżyli się do wrogich wilkusów. Musiało się udać, za wszelką cenę.

- Wypuść ją - powiedział, patrząc na swoją ciotkę z wyższością.

Tak dobrze znany mu przerażający śmiech dobiegł do jego uszu. Wadera doskonale się bawiła w obecnej sytuacji.

- To ja tu wydaję rozkazy, w końcu to ja mam osobę, na której Ci zależy.

- Możemy się dogadać - odpowiedział. Kiedy tu szli widział już Alberta krwawiącego z rany, ale z tej odległości wyglądał jeszcze bladziej. Jeśli pomoc przyjdzie teraz, to była szansa, że przeżyje. Po chwili dodał:

- Bez rozlewu krwi.

- Nie, nie sądzę - odpowiedziała.

Vincent czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Wiedział, że jego ciotka nie oprze się kuszącej wizji upokorzenia go.

- Na kolana - powiedziała Wadera, patrząc na niego.

Wilkusy, stojące za nim wydały pomruk oburzenia, ale to było tylko na pokaz. Doskonale znały jego plan i wiedziały jak postąpi Wadera.

Jego ciotka przesunęła ostym pazurem po gardle Ady, tworząc płytką ranę, z której pociekła krew.

- Na kolana - powtórzyła.

Opadł na kolana, wciąż patrząc jej w oczy. Nadeszła pora na najgorszą część ich planu. Jego serce lekko przyspieszyło, kiedy Wadera spojrzała na Marta.

- Zakuj go - powiedziała zgodnie z planem Vincenta. I również zgodnie z planem jego najlepszy przyjaciel odmówił.

- Nie... Nie - powiedział na głos Mart, a w głowie Vincenta dodał: "To był zaszczyt być twoim przyjacielem".

- Nie? A więc umrzesz.

"Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a nie tylko przyjacielem" - powiedział Vincent akcentując wyraźnie trzecie słowo.

Wadera skinęła wilkusowi stojącemu najbliżej jego najwierniejszego przyjaciela. Zbliżył się do Marta i wbił swoje pazury w jego brzuch.

- Nie! - krzyknęła Ada. Jednak Vincent prawie nie słyszał jej krzyku, bo już rzucił się przed siebie i odepchnął swoją ciotkę od Ady. Ta była tak zajęta napawaniem się swoim zwycięstwem, że nie zauważyła, kiedy podniósł się z ziemi.

Spojrzała na niego zdziwiona i wściekle machnęła ręką. Jeszcze parę milimetrów i przejechałaby pazurami po piersi króla, ale całe szczęście w ostatniej chwili lekko się odchylił i jej dłoń przecięła jedynie powietrze.

- Zabić ich wszystkich! - krzyknęła do swoich lojalnych wilkusów i rzuciła się z kłami na Vincenta.

Złe wilkusy nie miały jednak szans w starciu z jego armią. Szybko zostali pokonani, ale swoją ciotkę zostawił dla siebie. To była ich walka.

Któryś z jego wilkusów uwolnił Kleksa, a ten odciągnął z tamtąd Adę, która cały czas stała w bezruchu i obserwowała go. Była już bezpieczna i to było w tym momencie dla Vincenta najważniejsze.

Skupił się na swojej ciotce, która znowu zaatakowała. Jednak spędziła ona kilka lat w lochach, więc nie była tak silna, jak myślała, że będzie. Atakowała z całą siłą jaką miała, ale to było nic w porównaniu z siłą Vincenta. Szybko przewrócił ją na ziemię i przycisnął do niej, unieruchamiając ją. Wadera patrzyła na niego z nienawiścią, w jej oczach nie było nawet cienia strachu, chociaż wiedziała jak ten pojedynek się dla niej skończy.

- Żegnaj, ciotko - powiedział Vincent, patrząc na nią z taką samą nienawiścią, z jaką ona patrzyła na niego - Powinienem już to zrobić poprzednim razem.

Mówiąc to wbił pazury swojej prawej ręki w jej odsłonięte gardło. Nie czuł żadnego żalu z powodu tego co zrobił. Nie miał również poczucia winy. Był w pełni zadowolony z tego co zrobił. Jego ciotka nie żyła.

Podniósł się z ziemi, a jego wzrok napotkał oczy Ady, stojącej parę metrów dalej. Patrzyła na niego z wyrzutem.

- Co ty zrobiłeś? - zapytała cały czas patrząc na niego w ten okropny sposób i dodała - Przecież wiesz, że nie pochwalam zabijania. Wystarczyło ją przecież zamknąć w lochach...

- Zrobiłem to co musiało być zrobione - odpowiedział krótko i zawołał do swoich ludzi - Dzisiejszy dzień zapamiętamy jako koniec tyrani u wilkusów! Jesteśmy teraz w pełni wolni!

Wokół niego rozległy się wiwaty. Jedynie Ada cały czas wpatrywała się w niego, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Możliwe, że nigdy mu tego nie wybaczy, ale najważniejsze było to, że nic jej nie groziło. To było najistotniejsze.

Vincent odwrócił się przodem do miejsca, w którym upadł Mart. I zgodnie z planem nie było go już tam. Wilkusy dobrze wykonały swoje zadanie, które im zlecił. Zabrały go szybko do zamku, gdzie czekała już na nich pomoc medyczna. Król był pewien, że jego najlepszy przyjaciel przeżyje.

Jego wzrok przeniósł się w miejsce, gdzie leżał Albert. Jego również już nie było, ale w tym pustym teraz miejscu było dużo krwi. Zbyt dużo. Vincent miał nadzieję, że Kleks dzięki swojej magi zdoła go uratować.

- Wracajcie już do zamku - powiedział do wilkusów ich król - Więźniów zamknijcie w lochach. Dołączę do was później.

Jego ludzie posłusznie pokłonili się królowi i ruszyli w kierunku portali. Vincent odwrócił się przodem do Ady. Cały plac przed Akademią opustoszał. Zostali tylko oni. W końcu mogli porozmawiać bez żadnych świadków.

- Zrobiłem to co musiało być zrobione - powtórzył to co już powiedział wcześniej.

- Nie - odpowiedziała po jakimś czasie - Zrobiłeś to co było dla ciebie najwygodniejsze. Wolałeś ją zabić zamiast okazać jej łaskę. Wiem, że miała wiele złych rzeczy na sumieniu, ale zabijanie to nie jest dobry sposób. To nie jest właściwe.

- Wiem - powiedział cicho, podchodząc do niej bliżej. Chciał złapać ją za rękę, jednak Ada odsunęła się lekko i powiedziała:

- Potrzebuję trochę czasu. Muszę to przemyśleć.

Spojrzał na nią z bólem i powiedział cicho:

- Rozumiem. Daj znać kiedy będziesz gotowa na rozmowę.

I odwrócił się od niej. Nie był w stanie na nią patrzeć i nie móc jej dotknąć. Ruszył w stronę swojego świata nieoglądając się za siebie. Wiedział, że Ada może go nie zrozumieć, ale wiedział też, że postąpił właściwie. Prawda?

Ada & Vincent ~ Akademia Pana KleksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz