Ada
Wciąż nie mogła uwierzyć w to co się wydarzyło. Minęło parę godzin od czasu, kiedy Vincent postanowił zamordować z zimną krwią swoją ciotkę. Ada wiedziała, że było to konieczne, ale za nic nie potrafiła się z tym pogodzić.
Siedziała właśnie pod drzwiami do sali, w której Kleks próbował uratować Alberta przed śmiercią. Cały ten dzień był chyba najgorszym dniem z całego jej dotychczasowego życia. Jej jedyną deską ratunku był fakt, że Albert być może przeżyje. Ale to również nie było pewne. Tak jak jej przyszłość z Vincentem.
Kiedy próbowała o nim nie myśleć, w jej głowie pojawiała się znowu twarz króla wilkusów i wracały do niej wszystkie wspomnienia związane z nim. Te dobre i te złe.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyła swojego wujka, wychodzącego przez nie. Zerwała się szybko z krzesła.
- I co z nim? - zapytała.
- Uratowałem go - odpowiedział zmęczonym, ale radosnym głosem Kleks.
Ada poczuła ulgę, ale jednocześnie dręczyło ją poczucie winy. Pokręciła głową.
- W ogóle nie powinno do tego dojść. To moja wina. Gdyby nie ja... - powiedziała gorzko Ada.
- Nie obwiniaj się - jej wujek podszedł do niej i mocno ją przytulił - To nie twoja wina, to wina Wadery, że jest taka okrutna.
- Była - poprawiła go.
Obraz jej martwego ciała pojawił się w głowie Ady.
- Była - potwierdził ostrożnie, patrząc na nią z troską - Jak się z tym czujesz?
- Do dupy - odpowiedziała z uśmiechem, który nie sięgał jej oczu - Czuję się okropnie. Z jednej strony kocham Vincenta i nie chcę, żeby coś nas poróżniło, ale z drugiej...
Pokręciła głową. Wujek dokończył za nią.
- Z drugiej strony nie możesz pogodzić się z tym co zrobił. Doskonale cię rozumiem. Ludzie z miłości robią różne rzeczy - popatrzył na nią ze smutkiem i nadzieją - Vincent zrobił to wszystko dla ciebie. Nie jest samolubny, ani nie zrobił tego co było najwygodniejsze. Po prostu zrobił to, bo cię kocha.
W oczach Ady pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach i wsiąkały w ubranie Kleksa, do którego wciąż się przytulała. Pokiwała głową i stwierdziła, że po tym, jak Albert całkiem wydobrzeje, uda się do świata wilkusów, by porozmawiać z ich królem.
Vincent
Przez ostatni tydzień nie miał czasu, żeby chociaż na chwilę usiąść i odpocząć. Było tyle rzeczy do zrobienia po ucieczce Wadery. Jej ciało nie zasługiwało na pogrzeb, więc po prostu wrzucili je w wielką przepaść. Może było to okrutne, ale wilkusy się tego domagały, a on posłuchał głosu ludu.
Wszystkie wilkusy, które stanęły po stronie Wadery i przeżyły starcie pod Akademią, zostały zamknięte w lochach. Vincent miał nadzieję, że nie został nikt, kto chciałby ich uwolnić.
Po tym nieudanym przewrocie król musiał umocnić swoją władzę i to dlatego cały czas był na nogach. Było to trudne zadanie, ale jak na razie udawało mu się to. Wilkusy słuchały go tak jak wcześniej.
Szedł właśnie do komnaty, znajdującej się na przeciwko tej jego. Po drodze spotykał wilkusy, które okazywały mu szacunek. Zrozumiały, że skoro Vincent był w stanie zrobić to co zrobił, to na prawdę musiał kochać Adę. Teraz wystarczyło jej przypomnieć o ich uczuciu.
- Nareszcie mnie odwiedzasz - po wejściu do pokoju usłyszał znajomy głos - Myślałem, że już całkiem zapomniałeś o swoim najlepszym przyjacielu - i dodał z przekąsem - Wasza Wysokość.
Vincent uśmiechnął się na to. To był cały Mart. Był najlepszy.
- Wiadomo, że już całkiem o tobie zapomniałem - odpowiedział ze śmiechem.
Mart zrobił udawaną smutną minę i również się roześmiał.
- Cieszę się, że nic ci nie jest - powiedział już z poważną miną Vincent.
- A ja się cieszę, że tobie nic nie jest.
Król spojrzał na swojego przyjaciela z bólem.
- Ada nie przyjęła tego w pozytywny sposób, prawda? - zgadł Mart.
- Nie, nie przyjęła. Nie może mi wybaczyć tego, że zabiłem ciotkę, bo zabijanie to nie jest dobry sposób. A kiedy chciałem ją złapać za rękę odsunęła się ode mnie - powiedział ze smutkiem - Ale najważniejsze jest to, że jest już bezpieczna.
Mart pokiwał głową ze zrozumieniem.
- I dziękuję za to co zrobiłeś - dodał po chwili - Za to, że byłeś gotowy się poświęcić za nią.
- To nic takiego. W końcu czego się nie robi dla przyjaciół - odpowiedział.
Vincent za to kochał Marta, nie nazywał go królem, tylko przyjacielem. Nie wybaczyłby sobie, gdyby go stracił w taki sposób.
- Wybaczy ci. Kiedyś musi to zrobić - pocieszał go Mart - A teraz powinieneś iść się położyć. Wyglądasz co najmniej jak zombie, a nie jak wilkus.
Vincent zmierzył go wzrokiem, ale udał się do swojego pokoju. Nie musiał już się martwić władzą, ani zdrowiem Marta. Pomimo ogromnego zmęczenia długo leżał w łóżku i myślał o Adzie.
CZYTASZ
Ada & Vincent ~ Akademia Pana Kleksa
FantasyOd czasu bitwy w Akademii wilkusy żyją w zgodzie, a nawet w przyjaźni ze stworzeniami z innych bajek. Ada ma już 20 lat, jednakże zdecydowała, że na stałe zamieszka w świecie bajek. Zostaje nauczycielką i u boku swojego wujka uczy dzieci i młodzież...