Ciemność, którą miałam przed oczami, wypełniła cały mój świat. Wiedziałam, że brakuje naprawdę niewiele, żeby udało mu się mnie udusić. To był prawdziwy koszmar na jawie. Może gdybym poszła z mamą, teraz nie musiałabym się już niczym martwić. Chciała mnie odciążyć, wiedziała, że mam dość. Mimo wszystko istniała we mnie mała cząstka, która nigdy nie pozwalała odpuszczać. Poddanie się oznaczałoby stratę czegoś, co przez tyle lat dawało mi siłę do walki.
Chciałam unieść kolano, ale napastnik leżał na mnie całym ciężarem. Musiałam coś wymyślić, od straty przytomności dzieliły mnie jedynie chwile. Ręce coraz mocniej zaciskały się na mojej szyi. Atakujący był nienaturalnie silny, coś szło zdecydowanie nie tak. Przy jego niezbyt rozbudowanej sylwetce nie powinien być aż tak nieustępliwy.
Zacisnęłam swoje palce na jego nadgarstkach. Paznokcie wbiły się w jego skórę, co mocno go zdezorientowało. Myślał, że udusi mnie przez sen, a moje wybudzenie zdecydowanie nie było mi na rękę. Zaczął gwałtownie się szarpać, a ja zdążyłam złapać dwa płytkie oddechy.
To żaden zabójca na zlecenie, był zbyt nieporadny.
To nie był nikt od Miguela, zatrudniłby kogoś lepszego.
To nie był Dante ani Caio, byli dużo bardziej umięśnieni i naturalnie silni.
Więc kto?
Załzawione oczy nie pozwalały mi dostrzec zbyt wiele, nie mogłam skupić się na rozpoznaniu twarzy. Wykorzystałam moment zdezorientowania sprawcy. Moja głowa opadła na poduszkę, a on mimowolnie poluźnił uścisk. To właśnie w tym momencie przyszedł czas na atak. W przypływie adrenaliny uniosłam się materaca i z całych sił uderzyłam czołem w twarz napastnika.
Ból wywołany niespodziewanym ciosem był na tyle mocny, że pozwolił mi na dalsze działanie. Wzięłam kilka płytkich wdechów, okazały się prawdziwym zbawieniem. Złapałam napastnika za materiał koszuli. Przetoczyłam się z nim na bok, a to wiązało się z dotarciem na krawędź łóżka, a właściwie natychmiastowy spadek z jego powierzchni. W pokoju rozległ się huk. Napastnik jęknął, a ja wreszcie go rozpoznałam, choć już wcześniej miałam poważne podejrzenia co do jego kandydatury.
Eduardo z rozkwaszonym nosem, z którego kapała krew. Wyśmienicie.
Byłam na tyle wściekła, że z wielką przyjemnością zadałabym mu jeszcze jeden cios, choć tak naprawdę do jego obezwładnienia potrzebny był tylko jeden. Już teraz mężczyzna z grymasem bólu na twarzy trzymał się za nasady nosa. Nie miał ochoty się nawet szarpać. Leżał jak kłoda, podczas gdy ja siedziałam na nim okrakiem, żeby do głowy nie wpadł mu kolejny kuriozalny pomysł. Zastanawiałam się, kiedy ludzi pojmą, że zamachy na moje życie zawsze wiążą się z ich uszczerbkiem na zdrowiu i życiu oraz nieuniknioną porażką.
— Eduardo, Eduardo, Eduardo... —westchnęłam z rezygnacją.
Skupił na mnie swój wzrok, a mój obraz wreszcie się wyostrzył i wrócił razem z normującym się oddechem. Światło księżyca znacząco ułatwiło mi zlustrowanie wzrokiem delikwenta. Mężczyzna oddychał przez usta, zmachany jakby przebiegł maraton, a to nie on tylko ja, przed chwilą byłam ofiarą duszenia. Wiedziałam, że był podobny do ojca jedynie z wyglądu. Nie odziedziczył ani mililitra krwi jego wyrachowania, inteligencji i przebiegłości. Tym atakiem pokazał swoją słabość, panikę, która go ogarnęła. Myślałam, że przypiszę mu, chociaż nutę odwagi, którą wykazał się, inicjując ten atak, ale po chwili dostrzegłam, czym był motywowany. Nieludzka wręcz siła przy jego uwarunkowaniach fizycznych miała swoje źródło. Pot kapiący mu z czoła, niesamowicie drżące ręce i maksymalnie rozszerzone źrenice.
— Naćpany kretyn — mruknęłam, patrząc na niego z politowaniem. — Masz tyle pieniędzy, nie łatwiej było załatwić zabójcę na zlecenie?
— Mówiłem ci już, że jesteś bardzo mądra? — Przechylił głowę z zainteresowaniem.
CZYTASZ
Piekło mieszka w nas
Romance[18+] Kroczyliśmy mrocznymi szlakami odmętów piekła, które jak się okazało wcale nie spoczywało głęboko w podziemiach. Ono mieszkało w nas.