Rozdział 8 - Błędy

1.3K 108 143
                                    

Światło wśród ciemności ujawniło prawdziwe znaczenie moich wyborów. Szłam śladem błędów, które popełniłam. Gdyby nie ja na podłodze nie pojawiłaby się krew. Znów czułam się winna. Przetarłam dłonią zmęczoną twarz i mimowolnie zawahałam się na nogach. Uderzyłam plecami w ścianę, tym samym wciskając włącznik światła.

Osłupiałam, kiedy pojęłam, że dom jest całkowicie pusty. Zniknęły wszystkie stare przedmioty, które wypełniały półki i gabloty. Po drewnianych meblach nie było już śladu. Wbiegłam do pokoju, w którym jakiś czas temu cofnęłam się do przeszłości. Nie było w nim pluszowego miśka ani drewnianego konika. Lustro, dzięki któremu spojrzałam sobie głęboko w oczy, także przepadło.

Sięgnęłam po komórkę. Musiałam zastanowić się, co zrobić. Nie miałam zbyt wielu możliwości. Prawda była taka, że jedynym racjonalnym, choć sprzecznym z moimi obecnymi uprzedzeniami wyborem, był telefon na policję.

Krótka rozmowa zakończyła się zapewnieniem o przyjeździe służb. Nie mogłam w tym czasie bezczynnie czekać. Zaczęłam kręcić się po domku. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu nie było w nim śladów zamieszkania. Zero kubków po wypitej kawie, ubrań rzuconych w kąt czy płaszczy na wieszaku.

Wszystko wydawało się przerażająco puste, zaniedbane i porzucone. Krew na drewnianych panelach również nie dodawała uroku wśród osamotnionych ścian. Usłyszałam huk, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam, czy jest spowodowany niepokojem, czy nagłym powiewem lodowatego powietrza. Wzięłam głęboki oddech i wolnym krokiem, trzymając się ściany, dotarłam do otwartego okna.

Klamka była urwana. Wyjrzałam przez otwartą szybę i zobaczyłam morze drzew. Zamroczona przez chłód, wpatrywałam się w ogromną przestrzeń pochłoniętą mrokiem. Przymknęłam powieki, karmiąc się zimną bryzą.

Poczucie osamotnienia w tym miejscu przeszywało mnie do szpiku kości. Zastanawiałam się, co właściwie wydarzyło się w tym domu. Nie było śladu po jego lokatorze ani osobach trzecich. Jedynym tropem była krew. Bałam się, że staruszek zginął przeze mnie, w końcu wszystko, co złe działo się właśnie przeze mnie.

Usłyszałam skrzypienie drzwi i gwałtownie otworzyłam oczy. Ścisnęłam się za ramiona, żeby odrobinę się ogrzać. Miałam już skierować się do wyjścia, kiedy zobaczyłam w oddali wiązkę światła. Zamarłam jak gdyby wiedziona tajemniczym światłem.

Jasność się do mnie zbliżała. Widziałam postać, której ciemny kombinezon był nią przesiąknięty. Czułam, jak oddech grzązł mi w gardle. Szum w uszach był nie do zniesienia. Miałam ochotę stąd uciec i nigdy nie wracać do tego przerażającego miejsca. Miejsca, które kojarzyło mi się z przeszłością.

— Inez Prado?

Podskoczyłam w miejscu, kiedy usłyszałam słowa dudniące echem po pustym salonie. Mój oddech nie mógł się unormować. Odwróciłam się w stronę mężczyzny, który wkroczył do domu. Przyglądałam się smukłemu, łysemu policjantowi o posępnej twarzy.

— Zgadza się — odchrząknęłam.

Nie zważając na nowo przybyłego, ponownie zwróciłam się w stronę okna. Nie zobaczyłam nic dziwnego, nic co przed chwilą przyprawiło mnie o drżenie rąk. Tylko wszechobecna ciemność, rozlewająca się wśród leśnego krajobrazu.

— Po co zadzwoniła Pani na policję? — usłyszałam kolejne oschłe pytanie.

— Nie zwrócił Pan na nic uwagi? — Ponownie zwróciłam się ku mojemu rozmówcy.

— Nie — mruknął od niechcenia i wyjął z kieszeni munduru czarny notatnik.

— Przyjechał Pan sam?

Piekło mieszka w nas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz