Rozdział 7 - Szansa

1.3K 106 170
                                    

To był najtrudniejszy wyścig w moim życiu. Zmiażdżył mnie emocjonalnie i sprawił, że zostałem przygnieciony przez jego stawkę. Nie potrafiłem zachować spokoju, kiedy w grę wchodziły prawdziwe uczucia. Przez całą drogę myślałem tylko o tym, jak beznadziejnie się zakochałem. Świadomość tego, że zaprzepaściłem swoją jedyną szansę, sprawiała, że nie potrafiłem podnieść się po upadku.

Zatrzymałem auto tuż za linią mety. Zaciskałem dłonie na kierownicy, do której przyłożyłem również czoło. Nie potrafiłem wysiąść z samochodu. Walczyłem ze łzami, które piekły moje oczy.

Przegrałem. Przegrałem pierwszy pierdolony wyścig w całym moim życiu. Ten jedyny i najważniejszy.

Usłyszałem stukanie w szybę. Wiedziałem, że to zwyciężczyni. Nie mogłem podnieść wzroku, zobaczyłaby, jak słaby jestem. Wobec niej wszystko było trudniejsze. Głośno przełknąłem ślinę i zacisnąłem powieki, żeby wziąć się w garść.

Delikatnie otworzyłem drzwi, upewniając się, czy kobieta już przy nich nie stoi. Nie było jej przy mnie. Przygryzłem wargę niemal do krwi, żeby przysporzyć sobie bólu, który pozwoliłby mi na chwilę koncentracji. Wysiadłem z samochodu i zrobiłem kilka kroków naprzód. Supra nie stała za linią końcową. Zacząłem się gorączkowo rozglądać. W końcu napotkałem wzrokiem powód mojego szaleństwa.

Inez stała, opierając się o maskę swojego auta. Krzyżowała ręce na piersiach, osłoniętych jedynie koronkowym materiałem. Wyraz jej twarzy był lodowaty, nie zdradzał żadnych emocji. We mnie natomiast wszystko się kotłowało. Drżałem, jakby ktoś właśnie miał wykonać na mnie wyrok śmierci.

Zastanawiałem się, czy kobieta widzi, jak niepewne kroki stawiam. Ruszyłem w jej kierunku. Chciałem spojrzeć w te oczy, chociaż ten ostatni raz. Wziąłem głęboki oddech, kiedy podszedłem tak blisko, żeby dojrzeć błysk w jej oczach.

Spojrzałem na linię mety. Z tej perspektywy auto stało idealnie na jej granicy. Dopiero teraz zorientowałem się, co się stało. Zacząłem się uśmiechać jak skończony kretyn.

Przecież była szybsza, wygrywała o kilka dobrych sekund...

— Widzisz Dante. Szansy nie da się wygrać w wyścigu, czy na loterii. Szansę można dostać od kogoś, kto chce ci ją dać.

Spokojny głos wywołał na mojej skórze dreszcz. Nie dowierzałem. Stałem w jednym miejscu, nie mogąc się ruszyć. Patrzyłem to na samochód, który stał kilka centymetrów przed liną, to na kobietę, która sprawiła, że moje serce ponownie zadrżało.

— Chcesz przez to powiedzieć, że... — Wypowiadałem te słowa z zaciśniętym gardłem.

— Daję ci szansę — odparła natychmiast, bez żadnych emocji.

Wcześniej bałem się, spojrzeć w jej oczy, ale teraz... Teraz nie mogłem się powstrzymać. Podszedłem, jak najbliżej się dało i złapałem ją w objęcia. W moich ramionach wydawała się tak delikatna i krucha. Nie wyrwała się, ale też nie odwzajemniła mojego uścisku. Była zdystansowana i chłodna.

— To jedyna, jaką dostaniesz.

Odsunęła się lekko i spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem. Widziałem, że biła się z myślami. Odpychała mnie i przyciągała jednocześnie. Kiedy byliśmy tak blisko, słyszałem, jak szybko bije jej serce. Mogła udawać niewzruszoną, ale tak naprawdę kotłowało się w niej od emocji.

— Nie zmarnuję jej. — Przejechałem dłonią po jej zimnym od chłodnego powietrza policzku.

Miałem już w głowie setki planów. Musiałem pokazać jej, jak bardzo mi na niej zależy. Była moją iskierką nadziei. Chciałem dać jej wszystko, co miałem, sprawić, że przez ten czas będzie najszczęśliwsza na ziemi. Nie przestawałem się uśmiechać. Inez odwróciła wzrok, kiedy próbowałem zbliżyć się do jej ust.

Piekło mieszka w nas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz