29

286 31 0
                                    

Nie zamierzałam unikać Benjamina Evrarda. Ktoś z naszej dwójki powinien zachować się dojrzale. I wszystko wskazywało na to, że będę to ja.

Dzięki uprzejmemu donosicielowi, który z dokładnymi szczegółami opowiedział mi wszystko co wiedział i szczerze próbował wyjaśnić mi irracjonalne zachowanie swojego przyjaciela, podjęłam jedyną słuszną decyzję.

Kilkanaście godzin lotu miało mi pozwolić na oswojenie się z kotłującymi myślami w mojej głowie. Ewentualnie mogłam także zacząć panikować i zacząć rozważać totalne niepowodzenie tej misji. Poczułam jak skóra na moim czole stężała z przerażenia. Biorąc pod uwagę brak jakiegokolwiek kontaktu z Benjaminem od dobrego tygodnia, ucisk w dole mojego brzucha zdawał się coraz bardziej nieznośny. Zaczęłam odczuwać coraz większy dyskomfort z każdą minioną godziną lotu. Okoliczności w jakich się rozstaliśmy i brak szczerości pomiędzy naszą dwójką jasno dawały mi znać, że mogłam spodziewać się wszystkiego.

Przez bardzo krótką chwilę czerpałam pewnego rodzaju przyjemność na myśl o tym, że zobaczę Evrarda. Słowa Stevena całkowicie zmieniły konstrukcję jaką zbudowałam w głowie i potrzebowałam przeprowadzić wnikliwą analizę naszych ostatnich zachowań. Benjamin uciekł przede wszystkim po to bym nie miała żadnych problemów. Z jednej strony, rozumiałam to. W jakiś pokręcony sposób zależało mu na mnie. Wywiązał się także z umowy. Miałam pracę o jakiej marzyłam, dobre zarobki i mogłam rozwijać swoją karierę.

Brakowało mi tylko narzeczonego.

A także szczerości i rozmowy kiedy wszystko się sypie. Mężczyźni naprawdę uważali, że są w stanie zapobiec każdej katastrofie i wszelkim błędom samodzielnie. Zupełnie jakbym nie uczestniczyła w tym szaleństwie od początku a cała sytuacja mnie nie dotyczyła.

Prychnęłam wściekła i oparłam głowę o fotel przed sobą. Rozdrażniona i poirytowana nawet nie do końca wiedziałam dokąd mam się udać. Nadal czekałam na adres od Stevena.

Zerknęłam przelotnie na doniesione danie, przełykając z trudem ślinę. Nie potrafiłam przełknąć choćby kęsa. Jedyną rzeczą o jakiej mogłam myśleć były kolejne okropne scenariusze przychodzące mi do głowy.

A co jeśli mi nie otworzy? Albo go nie będzie? A może uznał, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego i wyłącznie się ośmieszę? Czarne scenariusze zawsze pojawiały się jako pierwsze. A może po prostu byłam pesymistyczną desperatką, która sądziła, że może jednak jej życie w końcu się ułoży?

Gdy udało mi się w końcu stanąć na płycie lotniska w Orly miałam wrażenie, że ledwo trzymałam się na własnych nogach. Szum dookoła i mijający mnie ludzie tylko potęgowali uczucie niepokoju.

Weź się w garść, Em.

Musiałam się stąd wydostać i znaleźć taksówkę. Zamyśliłam się, równocześnie wzruszając bezwiednie ramionami.

Wślizgnęłam się na tylną kanapę taksówki, ciągnąc za sobą torbę podróżną. Z każdą minutą byłam zestresowana coraz bardziej a moja złość rosła gdy tylko myślałam o tym, że znalazłam się na drugim końcu świata by ratować krótką relację, opartą na kłamstwie przez dobre dwa miesiące. Musiałam wierzyć, że ostatnie tygodnie, które spędziliśmy w swoim towarzystwie były tymi prawdziwymi.

- Dokąd panią zawieźć?- Starszy siwy mężczyzna zadał mi pytanie, spoglądając w lusterko by na mnie spojrzeć.

Pokazałam mu telefon z dokładnym adresem, ciesząc się, że znał choćby podstawy angielskiego. To na pewno wiele nam ułatwi.

- Jest pani Amerykanką?- Nie odpuszczał, zadając mi kolejne pytania, na co musiałam zareagować.

W jakiś sposób miało mi to pomóc i zająć czymś rozszalałe myśli.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz