ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ ꜱᴢᴏ́ꜱᴛʏ

24 3 1
                                    

ᴀꜱᴛᴇʀ

Do tej pory nie posuwałam się do podobnych zachowań; nie uciekałam, nie oszukiwałam, nie ryzykowałam, bo żaden powód nie był wystarczająco dobry. Jeśli wcześniej nie przechodziłam etapu nastoletniego buntu dzisiaj z pewnością się uaktywnił.

— Będziesz musiała je na chwilę założyć. — Ethan wskazuje na szpilki, które trzymam, jednocześnie podjeżdżając elektryczną hulajnogą.

Wiem, że szczerzę się jak głupia, ale nie potrafię się pohamować.

Chwilę później staję na podeście łapiąc za kierownicę.
Wstyd się przyznać, lecz nigdy nie jeździłam na czymś takim. Nigdy też nie jeździłam na rowerze, rolkach czy wrotkach. Zwyczajnie nie miałam okazji ani szansy, żeby spróbować.

— Zamierzasz mnie asekurować? — zagajam, kiedy szatyn staje za mną. Uśmiecha się obejmując moje dłonie ściskające uchwyty.

— Wolę dmuchać na zimne.

Tym krótkim zdaniem odpycha nas od jezdni, by w kolejnej sekundzie nacisnąć manetkę gazu, żeby rozpędzić pojazd. Słaby pisk opuszcza moje gardło, gdy plecami uderzam o klatkę piersiową chłopaka.

Mój śmiech przebija się przez wiatr. Ludzie ustępują nam miejsca na chodniku, kilka osób zwraca nam uwagę, ale się nie zatrzymujemy. Ethan sam wybiera kierunek, w którym zmierzamy.

Trudno wytłumaczyć rzeczy i uczucia, których nie znasz. Zderzasz ze światem i doznaniami jakie ci serwuje. Chwytasz czegokolwiek, co mogłoby cię ocalić przed gruntem, do którego przywarłaś niemal bezpowrotnie. I marzysz, tak boleśnie pragniesz, aby ten moment trwał jak najdłużej to możliwe, bo nie wiesz, kiedy trafi się kolejna okazja na ucieczkę.

Dlatego każdą cząstką siebie przeżywam tę i nadchodzącą sekundę, minutę, godzinę.

— Nie gniewasz się, że do ciebie napisałam? — pytam, spoglądając na oblicze chłopaka.

— Pff, no coś ty — odpowiada, a kącik ust nieco się unosi. — O ile dobrze pamiętam, mówiłem, żebyś dawała znać gdybyś czegoś potrzebowała. Zastanawia mnie tylko czy chodziło ci o towarzystwo, czy może lepszą rozrywkę.

— Zastępujesz mi oba.

Niemal od razu się spinam, zdając sobie sprawę jak żenująco brzmię, ale wtedy słyszę słowa padające z ust znajdujących się tuż nad moim uchem.

— Postaram się nie nawalić.

Naszym pierwszym przystankiem okazuje się być kawiarnia na rogu ulicy pod nazwą Capital One Café. Przechodzę na chodnik i rzucam okiem na szary budynek. Goście wchodzą i wychodzą z lokalu, przechodnie krążą tam i z powrotem pogrążeni w swoim świecie.

— Co tak stoisz?

— Uwaga!

— Zejdź z drogi, kobieto!

— Przepraszam — wołam do ludzi, którzy przypadkowo trącają mnie po drodze.

Nie mam pojęcia, kiedy straciłam z oczu Ethana. Coraz bardziej gubię się w obcym miejscu, choć znajduję się w centrum miasta. I to nie tak, że żyję pod kamieniem i nie wiem co robić w kryzysowych sytuacjach, bo wiem, tyle że...

— Aster? Hej — Niemal podskakuję, gdy słyszę swoje imię, a tuż za mną ktoś staje. Dłonie chłopaka masują moje ramiona. — W porządku?

Nie. Nic nie jest w porządku. Przypominam słonia w składzie porcelany.

— Coś ty taka spanikowana?

— Nie jestem. Przepełnia mnie absolutny spokój. — silę się na uśmiech w nadziei, że pomoże mi on przekonać Ethana.

ᴍɪɴᴇ ꜱʜᴏᴏᴛɪɴɢ ꜱᴛᴀʀOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz