Rozdział 3

291 20 4
                                    

~*~

Hermiona napotyka rzucane w jej kierunku spojrzenia już w Atrium, spojrzenia nie ustają również w windzie jak i na korytarzach, ale żaden z gapiów nie jest na tyle odważny, by się odezwać. Pierwsze zdanie skierowane w jej kierunku, słyszy po dotarciu do swojego Departamentu.

— Gratulacje! — Jedna z asystentek administracyjnych zachwyca się jej osobą, a otaczający ją pracownicy natychmiast odwracają głowy w jej kierunku.

Już wcześniej znosiła niechcianą uwagę, ale taki poziom radosnej ciekawości pali ją od środka. Połowa osób gapiących się naprawdę wierzy, że jest w siódmym niebie z powodu swojego nowego statusu społecznego, podczas gdy druga połowa cieszy się, widząc ją przygnębioną, wiedząc, jak bardzo pogardza tym obrzydliwym, niesprawiedliwym prawem.

Szef jej działu zatrzymuje ją, zanim dotrze do bezpiecznego schronu w postaci swojego biura, by uścisnąć jej dłoń.

— Cudownie, po prostu cudownie — mówi Geoffrey Lawson, szeroko się uśmiechając, pokazując żółknące zęby. – Wspaniale widzieć, że w końcu się ustatkowałaś.

Hermiona może tylko zacisnąć zęby i trzymać różdżkę w torebce powstrzymując się przed sięgnięciem po swój magiczny atrybut. Rzucenie uroku na przełożonego z pewnością nie pomoże jej w przeforsowaniu legislacji.

— Jestem zaskoczony, że nie poprosiłaś o wolne. — Lawson kontynuuje chichocząc. – Sam Merlin wie, że twój nowy mąż może sobie pozwolić na wystawny miesiąc miodowy.

Z gardła wydobywa się duszący, niekontrolowany śmiech, ale wydaje się, że ten dźwięk uspokaja jej szefa działu, który ten nagły wybuch radości traktuje, jako odpowiedź na jego absurdalne stwierdzenie.

Za zamkniętymi drzwiami Hermiona opiera głowę na biurku na dokładnie trzy minuty. Potem zabiera się do pracy. Sumiennie ignoruje wszystkie notatki w swojej skrzynce zawierające wzmianki o jej niedawnym zamążpójściu. Podpalenie ich później będzie jej nagrodą na koniec tego trudnego dnia.

Około południa rozlega się ciche pukanie, a Hermiona woła stanowczo, choć lekko nerwowo: — Wejść!

Drzwi otwierają się, ukazując drobną, kobietę w średnim wieku.

— Dzień dobry, Panna Granger? A może powinnam powiedzieć, Pani...?

— Hermiona wystarczy. A Pani musi być Miriam.

— Tak, miło mi w końcu poznać.

— Mi również, dziękuję, że udało ci się przybyć do Ministerstwa. Napijesz się herbaty?

Miriam odmawia, a Hermiona wskazuje na miejsce naprzeciwko swojego biurka. To spotkanie, na które pracowała miesiącami, aby móc je zorganizować i ma nadzieję, że uniknie jakichkolwiek ruchów, które mogłyby odstraszyć Miriam.

— A jak ma się twój syn? Nathaniel, jeśli dobrze pamiętam?

Miriam uśmiecha się. — Ma się dobrze, dziękuję. W tym miesiącu bez nowych blizn.

Hermiona stara się z całych sił nie ukazywać skrzywienia na twarzy. – To wspaniale. Czy jego zapasy eliksirów są jeszcze pełne?

— Jesteśmy w pełni zaopatrzeni. Jesteśmy jedną z bardziej szczęśliwych rodzin.

— Cieszę się słysząc to. — Hermiona przesuwa się na krześle. — Nie chcę składać ci żadnych wygórowanych obietnic, ale...

— On jest tak podekscytowany — przerywa jej Miriam. — Na myśl o pójściu do Hogwartu za kilka lat. To jedyne, o czym mówi w ostatnim czasie.

[T] W te ciche dni - In These Silent Days  || Dramione PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz