Rozdział 20: Nie chcę cię teraz stracić

1.9K 114 8
                                    

Tytuł rozdziału pochodzi z piosenki OneRepublic – Someone to Save You


— Państwo Malfoy?

Draco i Hermiona gwałtownie podnieśli głowy, gdy usłyszeli głos uzdrowiciela. Przez ostatnią godzinę na przemian siedzieli, chodzili, stali i opierali się o ściany poczekalni na parterze Szpitala Świętego Munga. Ich nerwy były wystawione na ciężką próbę.

Starszy uzdrowiciel podszedł do nich, obdarzając ich drobnym uśmiechem.

— Możecie już do niego wejść, ale muszę was ostrzec, że nadal śpi i prawdopodobnie nie obudzi się przez kolejną godzinę lub nawet dłużej.

Ledwo słyszeli, co powiedział, gdy weszli do słabo oświetlonej sali szpitalnej. Zane leżał na łóżku, wyglądając tak mizernie pośród dużych, białych prześcieradeł. Jego skóra była bledsza niż zwykle, ale powoli nabierała koloru pośród licznych zadrapań i otarć. Na stojaku obok łóżka stało niebieskie pudełko, co kilka sekund migające zielonym światłem.

Hermiona jako pierwsza wydała z siebie jakikolwiek dźwięk, zanosząc się płaczem, gdy powolnym krokiem zbliżyła się do łóżka. Draco stał tuż za nią, nie mogąc oderwać wzroku od nieruchomego ciała syna. Gdy ciało Hermiony drżało, targane bezgłośnym szlochem, położył jedną dłoń na jej plecach, a drugą na ramieniu Zane'a.

— Mieliście szczęście, że tak szybko go tu sprowadziliście — przerwał tę chwilę uzdrowiciel stojący po drugiej stronie łóżka. — Rana na głowie mogła spowodować trwałe uszkodzenia mózgu, jednak miał dużo szczęścia, bo krzewy złagodziły upadek.

— Wyzdrowieje? — zapytał Draco, nie odrywając wzroku od syna.

— Spodziewamy się pełnego powrotu do zdrowia — powiedział uzdrowiciel radośnie. — Nie stracił zbyt wiele krwi, ale podaliśmy mu na wszelki wypadek eliksir uzupełniający. Złamał nadgarstek i zwichnął ramię, ale od razu je poskładaliśmy. Jedyne o co teraz musimy się martwić, to zadrapania i siniaki. Jedna z naszych pielęgniarek wkrótce się pojawi, aby wyleczyć je maścią i zaklęciami.

— Dziękuję — powiedziała cicho Hermiona, wciąż chlipiąc.

— Na korytarzu jest kominek z publicznym dostępem do Fiuu, gdybyście chcieli się z kimś skontaktować, aby poinformować o stanie waszego syna — powiedział uzdrowiciel, wychodząc z sali.

Trwali w milczeniu, obserwując Zane'a. Jedyną rzeczą, która przerywała ciszę, były okazjonalne szlochy Hermiony i urywane westchnienia.

— Pójdę skontaktować się z twoimi rodzicami — powiedziała po chwili.

Draco skinął głową i cofnął się, aby ją przepuścić, nie będąc w stanie zrobić nic, poza wpatrywaniem się w leżące na łóżku dziecko... jego dziecko... jego ciało i krew... jego życie. Zane wyglądał tak spokojnie, leżąc tam, śpiąc, z małymi usteczkami wygiętymi w podkówkę i twarzą ozdobioną czterema różnej wielkości zadrapaniami wzdłuż szczęki, policzków i czoła.

Draco nie wierzył w mugolską teologię ani nawet w magiczną mitologię, ale słał modlitwy dziękczynne do wszystkiego, co kontrolowało ich los. Coś lub ktoś tam na górze czuwał nad jego synem, kiedy jego maleńkie ciało uderzyło najpierw w krzewy, a nie bezpośrednio w twardy chodnik. Postępy w magicznej medycynie pozwoliły uzdrowicielom szybko i bez komplikacji opatrzyć jego syna.

Wyciągnął rękę i odsunął kosmyki opadające na zamknięte oczy Zane'a. Niemal całe serce Dracona należało do tego malca, ale niewielka część miała trafić w ręce jego żony. Nie mógł marzyć o wspanialszej rodzinie, o doskonalszym życiu. Gdyby stracił syna... nic nie wyglądałoby tak samo. Oczywiście, miałby Hermionę... ale ona nie odwzajemniała jego uczuć, a jej obecność w ich życiu nieuchronnie dobiegała końca.

[T] Cudowna Parodia Bliskości | A Wonderful Caricature of Intimacy | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz