Rozdział 11: Dlaczego śnię o tobie jak o mojej żonie?

2K 132 20
                                    

Tytuł rozdziału pochodzi z piosenki Daniela Beginfielda – If You're Not the One


Zane patrzył, jak jego ojciec opiera swoją błyszczącą, srebrno-brązową miotłę o ścianę salonu. To był długi dzień, szczególnie biorąc pod uwagę całą tę naukę czytania. Zane liczył na małą drzemkę na kanapie przy akompaniamencie krzątania się jego mamy w kuchni.

Ale teraz... zaledwie kilka kroków dalej znajdowała się ta cudna miotła. Wszelkie myśli o drzemce odpłynęły w dal. Zane szybko zamknął oczy, zanim Draco się odwrócił i zobaczył go na kanapie. Nie otworzył ich nawet wtedy, gdy ojciec pocałował go w czoło.

Kiedy usłyszał, że kroki ojca oddaliły się od salonu, uniósł jedną powiekę, aby upewnić się, że front jest czysty. O tak, zero dorosłych. Mieli irytującą tendencję do rujnowania mu całej zabawy...

Zane zczołgał się z kanapy i rozejrzał uważnie dookoła, sprawdzając, czy jego mamusia i tatuś się gdzieś nie ukrywają. Odwrócił się z powrotem do centrum całej frajdy: miotły taty. Dotarł do niej niemal w mgnieniu oka... była absolutnie cudna.

Przejechał malutkim palcem po wypolerowanym drewnie rączki aż do idealnie przyciętych witek. Spojrzał na przeciwny koniec, gdzie dostrzegł trzy litery, które znał, ale których znaczenia nie rozumiał: D.L.M. Nauczył się ich, kiedy tata ćwiczył z nim alfabet.

Owinął dłoń wokół rączki miotły i poczuł, jak drżąca fala magii sunie mu wzdłuż ramienia. To było takie super!

— Zanie Malfoyu. — Głos ojca dobiegł go z progu salonu.

Kurka wodna... a było już tak blisko.

— Masz dokładnie sekundę, żeby zabrać rękę z tej miotły.

Zane puścił drewnianą rączkę, jakby go sparzyła, i odwrócił się, żeby spojrzeć na tatę.

— Tylko ją dotykałem — powiedział. — Nie zamierzałem na niej latać.

— Draco, mówiłam ci, żebyś nigdy nie zostawiał miotły w miejscu dostępnym dla małego — powiedziała Hermiona, wychodząc z kuchni. — Ślini się do niej jak jakiś zakochany szczeniak.

— Spał, kiedy wychodziłem — mruknął Draco, wiedząc, że wina niewątpliwie leży po jego stronie. — Zane, wiesz, że nie możesz dotykać mojej miotły, to nie zabawka. Ile razy muszę ci to powtarzać?

— Przepraszam — odpowiedział cicho Zane. Nie lubił, kiedy tata się na niego złościł. — Więcej jej nie dotknę.

— Dobrze — westchnął Draco i klęknął, żeby podnieść syna. — Nie jestem zły, Zane. Ważne jest, żebyś trzymał się z dala od miotły, bo możesz zrobić sobie krzywdę. Rozumiesz?

Zane skinął głową, a potem wyszczerzył się w swoim niezawodnym, grzecznym uśmiechu. Używał go oczywiście tylko w sytuacjach awaryjnych (takich jak ta).

Draco pokręcił głową z rozbawieniem i posadził Zane'a na swoich barkach.

— Czy mama wspominała o lodach na deser?

— Nic nie mówiłam o deserze — odparła Hermiona, odkładając miotłę do szafy w korytarzu.

— Chodźmy na lody! — zawołał Zane. — Proszę?!

Znów posłał swój sprawdzony uśmiech, kierując go przede wszystkim w stronę Hermiony.

Kobieta skinęła głową.

— Dobrze, ale tylko jeśli zjesz obiad.

Frajerzy... uśmiech zawsze ich rozbraja.

***

[T] Cudowna Parodia Bliskości | A Wonderful Caricature of Intimacy | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz