Rozdział 7

285 20 7
                                    

POV: Łatwogang

15.06.2024 - dzień ślubu

- Jestem posrany, przysięgam. Nigdy się tak niczym nie stresowałem.

- Ale przestań, co ty się tak, to jest podpisanie dokumentu. I tylko tyle - powiedział do mnie Kamil.

- Podpisanie dokumentu, na całe życie, taka tam drobnostka - powiedziałem kładąc się na łóżku.

- Pognieciesz się cały zaraz jak będziesz tak leżał, podnoś się.

Spojrzałem na niego z niechęcią, kiedy on na mnie patrzył z irytacją.

- Trzeba było się tego nie podejmować - powiedział do mnie - Mówiliśmy Ci już, kontent, a potem rozwód.

- Ale wiesz, że to nie na tym polega - powiedziałem.

- Zawsze jest druga opcja, poznać się z nią i spróbować coś z tego zrobić - powiedział do mnie Kamil bardzo sarkastycznym głosem. Nic na to nie odpowiedziałem. Widziałem jego wzrok, bardzo mocny wzrok skierowany w moją stronę - Zastanawiasz się nad tym?

Nie chciałem tego komentować. Ja już sam nie wiem o czym myślę. Nie chce sobie robić nadzieji, bo nie wiem jakie ona ma do tego podejście i tak naprawdę się z nią nie znamy. Fajnie by było spróbować, ale czy to ma jakikolwiek sens?

- Zastanawiasz się - odpowiedział sobie po chwili - Zastanawiasz się nad tym, o cholera. Próbuj.

- Ale to nie... - zacząłem.

- Już nic nie mów, po ślubie ją gdzieś zabierzesz, a my się ulotnimy - powiedział podając mi rękę, żebym wstał.

Wyszliśmy z mojego pokoju w stronę salonu gdzie siedzieli moi rodzice oglądając coś w telewizorze.

- O synek - powiedziała moja mama - jaki gatnitur cudowny.

- Czapkę zdejmij - powiedział do mnie tata - na ślub, tymbardziej swój nie wypada - dodał śmiejąc się.

Po czasie moi rodzice zaczęli się śmiać z tego komentarza i całego szumu, który miałem wokół. Zorganizowanie wszystkiego, a tymbardziej znalezienie wolnego terminu gdziekolwiek w tak krótkim czasie okazało się większym wyzwaniem niż w ogóle mogłem sobie to wyobrażać.

Porozmawialiśmy jeszcze chwile z moimi rodzicami po czym po chwili poszliśmy do wyjścia. Przed domem czekali na nas Kacper i Bartek, którzy mieli z nami jechać pod Urząd Stanu Cywilnego. Ponieważ z naszej czwórki tylko Bartek miał prawo jazdy to on kierował moim łatwovanem.

Dogadaliśmy się z Martyną, że spotkamy się pod Pałacem Ślubów, w którym mieliśmy podpisywać aktu ślubu.

Bartek usiadł za kierownicą, a obok niego Kacper. Ja z Kamilem usiedliśmy z tyłu, gdzie leżał przeogromny bukiet białych róż dl Martyny.

- A białe róże nie są na grób? - zapytał Kamil.

- Przestań być taki stereoptyowy - powiedział do niego Kacper.

- Biały kolor to kolor ślubny, w kolorze jej sukienki, proszę nie marudzić, takie zamówiłem to takie mają być - powiedział Bartek.

- Dzięki, że to ogarnąłeś - powiedziałem do niego.

Niestety na miejsce mieliśmy jakies pół godziny, więc przez ten czas musiałem wysłuchiwać wyobrażeń chłopaków na moje i Martyny dalsze losy. Wysłuchiwanie ich przez ten czas było tak kurewsko irytujące, że w pewnych momentach miałech ochotę wyjść z samochodu.

***

POV: Martyna

Siedziałam w aucie rodziców Klaudii, a za kierownicą siedziała Oliwia. Chyba nigdy tak bardzo nie bałam się jechać autem. Oliwia za kółkiem, na autostradzie w aucie wartym z pół miliona. Nie wiem jak Klaudia wogóle przekonała rodziców, żeby pożyczyli jej auto, a jak tymbardziej żeby prowadziła je Oliwia. Co prawda z początku prowadzić miała Klaudia, ale przytarła tydzień wcześniej swoje auto o jakiś słup przez co drzwi są lekko wgniecione. Po tej sytyacji tata Klaudii stwierdził, że jest ona zbyt nieodpowiedzialna, żeby prowadzić ich auto, więc kluczyki dali Oliwii. I teoretycznie mogłyśmy wziąć przygniecione auto Klaudii, ale po złości akurat dzisiaj Klaudia miała jakąś wizytę kontrolną u mechanika, bo coś miała z silnikiem.

Zaczęło się od komentarza || ŁATWOGANG X FANKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz