2. Ostatnie życzenie

118 12 19
                                    

– Tak wyglądają twoje spotkania rodzinne? – zakpił Teodor, zakładając ramiona na piersi.

Zgromiłem go wzrokiem, lecz nie odpowiedziałem. Przysięgam, że nie chciałem się z nimi kłócić. Nie, gdy sytuacja wymagała zupełnie innej dyskusji.

– Dlaczego z nimi nie dyskutowałeś?! – włączyła się Sky, która była najbardziej wściekła z całej czwórki. – Mam ci przypomnieć, że Noemi właśnie walczy o życie?!

Nie musiała tego robić. Przypominała o tym za każdym razem, gdy robili dłuższy przystanek w przeciągu tych trzech dni. Mało ją obchodziło, że Teodor, czy pies Lydii potrzebował odpoczynku. Jak nikt inny rozumiałem jej frustrację, choć z całych sił starałem się zatrzymywać ją w sobie.

– Nie znam ich – zacząłem się tłumaczyć, sam będąc coraz bardziej wściekły na sytuację – Ale patrząc na to, że mierzyli do nas z sześciu pistoletów, sugerował mi, że są zdolni do wszystkiego! Nie zachowujcie się tak, jakbyście byli niezwyciężeni, a moje nazwisko cokolwiek znaczyło.

Abstrahując od tego, że i tak nie mieli zamiaru uwierzyć w moje pochodzenie, dodałem w myślach.

Przymknąłem oczy, aby się uspokoić. Naprawdę nie chciałem na nich naskakiwać. W tym bagnie znaleźliśmy się razem. Problem jednak stanowiło to, że w bagnie nie dało się pływać, a czym dłuższej w nim człowiek przebywał, tym miał większą szansę na utonięcie. Musieliśmy się wydostać i to jak najszybciej.

Podszedłem do jednej z wilgotnych ścian, zaczynając się zastanawiać, jakie mamy możliwości. Pomieszczenie było zamknięte, nie było w nim nawet okna, a jedyna smuga światła docierała spod drzwi, które były zamknięte na cztery spusty. Możliwe nawet, że ktoś nas pilnował. Nie byłem pewien, czy chcą nas tu przetrzymywać wieczność, czy jedynie upewnić się, że nie jesteśmy realnym zagrożeniem. Jednak pewne było to, że nie chcieli i nie mieli zamiaru nas słuchać, a nam kończył się czas. Trzy dni zajęło nam znalezienie tego przeklętego miejsca. O trzy dni za dużo, zważając, że Noemi była w śmiertelnym niebezpieczeństwie i nikt z nas nie wiedział, co się z nią działo. Teodor nie był w stanie jej namierzyć, podobnie jak kilka dni temu mojego ojca oraz Rochesterów. Jakby ktoś blokował dostęp.

W tym wszystkim nie miałem również pewności, że mój ojciec znajdował się w tym właśnie budynku. W końcu mógł być wszędzie, mogli gdzieś wyjechać, czegoś poszukiwać. W końcu Oliver nie miał z nimi kontaktu od trzech dni. Czy Rochester mógłby zacząć się tym martwić? Czemu właściwie Oliver postanowił znaleźć się w mieście, w którym byli? Czy poczuł, że Teodor próbował przebić się przez barierę?

– Nie zabiliby nas... to było tylko ostrzeżenie – wtrącił Teodor, zupełnie niewzruszony moimi argumentami.

– Tak odczytałeś z ich myśli? – spytałem.

– Nie, ale...

– To ludzie Rochestera. Z pewnością są tacy jak ja, czy Noemi. Są ścigani za to, że żyją. Myślisz, że chcą tylko ostrzegać? – przerwałem mu, bo słowo „nie" w zupełności mi wystarczyło.
Miałem dość.

– Nie kłóćcie się – wtrąciła Lydia – Powinniśmy ustalić, jak się stąd wydostać. Cudownie by było w jednym kawałku.

Zacisnąłem szczękę. Sky w poprzednich słowach miała rację – nie mogliśmy tracić czasu na bezsensowne czekanie. Nie, gdy nie mieliśmy pewności co do sytuacji Noemi oraz Olivera. Znów się rozejrzałem. Musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę.

– Wprowadzili nas do posiadłości – zacząłem. – Teodor, jeśli przyjrzałeś się głównemu wejściu, to przeniesiesz mnie na schody, a ja znajdę ojca.

Akademia MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz